W związku z orędziem prezydenta RP, w którym - co tu dużo mówić: w kompletnie niemądry sposób - wykorzystano wizerunek gejowskiej pary z USA, środowiska gejowskie znalazły okazję do kolejnej autoprezentacji. Orędzie, które miało ostrzec przed niebezpieczeństwami związanymi z legalizacją związków homoseksualnych, w gruncie rzeczy stało się niestety okazją do uruchomienia kolejnej fali promującej tak zwaną kulturę gejowską. Podkreślam "tak zwaną", bo jakoś mi słowo "kultura" do tego wszystkiego niezbyt pasuje? Całą akcję, jak wyczytałem na portalu AOL Polska zafundowała nam Telewizja TVN, bo to ona zaprosiła amerykanów do Polski. Jak zawsze przy takich okazjach odezwało się wielu obrońców alternatywnego stylu życia. Pan Tomasz Wróblewski, jeden z dziennikarzy mojego "ulubionego" w ostatnim czasie dziennika, o którym niedawno pisałem w tym miejscu, odkrył nawet w jednym ze swoich felietonów, że "geje budują siłę małżeństwa"? Pomijając fakt, że nie udało się autorowi wymyślić nic nowego ani oryginalnego i jedynie przelewa na papier zestaw dobrze nam znanych sloganów, to przede wszystkim z jakąś niefrasobliwą łatwością używa słowa "małżeństwo" na coś, co jest tylko i wyłącznie związkiem osób tej samej płci. Prawo polskie wyraźnie wskazuje na to, co każdemu zdrowo myślącemu człowiekowi podpowiada rozum: małżeństwo jest związkiem mężczyzny i kobiety. Używanie tego określenia na inne związki jest w moim przekonaniu nie tylko wyraźnym nadużyciem, ale nade wszystko celowym dążeniem do tego, by kształtować nowy sposób myślenia i nadawać pojęciu małżeństwa nowe znaczenie. Poczynając od zmiany języka, prowadzi się do nowego - zafałszowanego - pojmowania rzeczywistości. Niszczy się to, co jest fundamentalne dla społeczeństwa i dla szeroko rozumianego rozwoju ludzkości. Właściwie za bardzo mnie to nie dziwi. Skoro ze wspomnianego artykułu p. Wróblewskiego dowiaduję się, że jedną z najwyższych wartości w społeczeństwie jest stabilizacja, bo "każdy z nas wybierając stabilizację staje się lepszym obywatelem" to czegóż więcej można się spodziewać? Na różne wartości zwracano mi w życiu uwagę, ale jakoś nigdy nie dotarło do mojej świadomości, że stabilizacja jest czymś aż tak istotnym! Z pewnością może być czymś dobry, ale żebym przez to stawał się zaraz lepszym obywatelem? Dziwi mnie tego rodzaju stwierdzenie tym bardziej, że używa go dziennikarz, który stabilnym trybem życia raczej nie może się pochwalić, bo w nie jednym miejscu już pracował, a jak wyczytałem na Wikipedii 16 lat mieszkał także w Stanach Zjednoczonych, gdzie społeczeństwo jest raczej dość mobilne... a mieszkańcy USA nie czują się chyba z tego powodu gorszymi obywatelami. Jak rzeczywiście wygląda stabilność związków jednopłciowych pokazują statystyki, których nie mogą podważyć pojedyncze, wybiórcze wiadomości o "szczęśliwych" gejowskich parach. Jednak nie to jest przecież istotą sprawy. Pan Bóg stworzył człowieka jako mężczyznę i kobietę. To jest nasz punkt wyjścia i zwieńczenie każdej dyskusji. Ks. Dariusz Madejczyk, redaktor naczelny