Tylko, że tu napotykamy już na zawijasy. Okazuje się, że ikonę reżimu - Jaruzelskiego, należy dziś bronić (jako tragicznego bohatera - wręcz ofiarę historycznych zawirowań) przed choćby symboliczną próbą rozliczenia. Skoro oprawcy byli tylko uwikłanymi, tragicznymi bohaterami, to czy zbrodnie były zbrodniami, a reżim pewnie taki trochę papierowy? Więc nad czym to zwycięstwo Lecha? Rafał Ziemkiewicz w tekście opublikowanym w "Rzeczpospolitej" "Łaskawość Chwina" zwraca uwagę na jeszcze jeden paradoks. Obrońcy uznają wersję generała i powtarzane przez niego argumenty propagandy PRL, że stan wojenny zapobiegł krwawej wojnie domowej, bo "S" gromadziła broń i szykowała już listy działaczy komunistycznych do zamordowania. Nie przeszkadza to im uroczyście celebrować rocznicę otrzymania przez Wałęsę Pokojowej Nagrody Nobla. Nagrody, która w swej istocie była podkreśleniem właśnie pokojowego charakteru działań "Solidarności" i wyrzeczeniem się przez związek przemocy. Kolejnym paradoksem jest szum wokół fatimskiego zamachu na Jana Pawła II. Rewelacje ujawnione przez kard. Dziwisza budzą ogromne zainteresowanie. Sam kardynał daje do zrozumienia, że jest depozytariuszem wielu tajemnic z życia Ojca Świętego. Niewątpliwie należy docenić troskę i upór w wyświetlaniu wszelkich niepoznanych jeszcze faktów z życia naszego Papieża. W szczególności tych, które mogą mieć związek z usiłowaniem jego zabójstwa. Osobiście trudno mi pogodzić to z postawą, jaką przyjmuje kard. Dziwisz w sprawie badań nad archiwami. Przecież wiele tropów dotyczących zamachu z 13 maja 1981 roku wskazuje, że w przygotowaniu do zamordowania Ojca Świętego możliwy był udział polskiej SB. Nie wyjaśniono do tej pory tego wątku. Także informacje, że ludzie powiązani z zabójstwem ks. Jerzego byli na Placu św. Piotra w dniu zamachu na Papieża, nie spowodowały dalszych rzetelnych dociekań. Czy uda się wyjaśnić te tajemnice, jednocześnie respektując postulat kard. Dziwisza, który mówi, aby zamknąć archiwa IPN na kolejne 50 lat? Dziś na nowo odżywa sprawa śmierci księdza Popiełuszki. Powraca pytanie, jak na prawdę zginął ks. Jerzy i kto go zabił. Przywołane jako rewelacje odkrycia Leszka Pietrzaka w dzienniku "Polska" sugerują, że wersja śmierci kapelana "Solidarności", ustalona podczas procesu toruńskiego, wcale nie musi być prawdziwa. Doniesienia te rewelacją nie są, bo powtarzają tezy dociekań Wojciecha Sumlińskiego. W książce "Kto naprawdę Go zabił" (wydanej w 2005 r.) autor opisał śledztwo prokuratora Andrzeja Witkowskiego, z którego wynika, że wersja śmierci ks. Jerzego, przyjęta przez sąd podczas procesu toruńskiego, jest nie do utrzymania. Dowody przytoczone w książce są na tyle poważne, że nie można ich bagatelizować. Jedną z tez jest twierdzenie, że kierowca ks. Jerzego, Waldemar Chrostowski, był współpracownikiem bezpieki. Pisząc ten tekst, nie znam jeszcze przebiegu poniedziałkowej rozprawy w procesie przeciw autorowi książki - Sumlińskiemu, jaki wytoczył właśnie Chrostowski. Wiem natomiast, że im więcej ciemnych chmur zbiera się nad głową Sumlińskiego, im bardziej dramatyczne tytuły w "Gazecie Wyborczej" krzyczą, że "?wątpliwości na korzyść morderców", tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że Sumliński dotknął najbardziej strzeżonych tajemnic III RP. Paradoksem pokazującym dwie miary w traktowaniu źródeł jest w przypadku Wojciecha Sumlińskiego choćby fakt, że aresztowano go pod zarzutem płatnej protekcji przy weryfikacji żołnierza WSI. Dowodem mają tu być zeznania Leszka Tobiasza. Dla prokuratury Tobiasz jako świadek "zbrodni" Sumlińskiego jest wystarczająco wiarygodny. Natomiast w przypadku, kiedy okazuje się, że zaznania Tobiasza i marszałka Komorowskiego są różne i podają inne wersje próby nielegalnego dostarczenia Bronisławowi Komorowskiemu aneksu do raportu o likwidacji WSI, zeznania Tobiasza nie powodują żadnych konsekwencji. Kontakty Komorowskiego, już jako marszałka z żołnierzami WSI, nie mogą stać się przedmiotem dociekań komisji sejmowej, a świadek, którego zeznania wystarczają, aby zamknąć Sumlińskiego, w przypadku marszałka Komorowskiego okazuje się mało interesujący. O ile prostsze byłoby życie, gdyby nie tacy panowie, jak Sławomir Cenckiewicz, Andrzej Zybertowicz, Wojciech Sumliński, Andrzej Witkowski? Jak ciepło i zgodnie byłoby w Polsce, gdyby zlikwidować (jak to mówi niezależny dziennikarz - Tomasz Lis) Instytut Podjudzania Narodowego. Życie pokazuje, że ucieszyłoby to nie tylko Jaruzelskiego, Kiszczaka i Urbana. Jan Pospieszalski