- Zawsze spałem przy otwartym oknie. Któregoś dnia wracam do domu, a ten jest cały obity moskitierami. Pytam jednej z sióstr: "Dlaczego zrobiliście z mojego domu więzienie?". Ona tłumaczy mi przestraszona, że ktoś groził, że wrzuci kobrę do łóżka, gdzie śpię - mówi pastor Gideon Jacob, lider misji i związku kościołów Good Shepperd Church. Następnym razem, gdy inna z sióstr gotowała obiad, chciano ją przekupić, by dosypała trucizny do posiłku pastora. - Dawano jej 3000 rupii (500 euro), ale się nie ugięła - wyjaśnia. Codziennie wraz z żoną żyją ze świadomością, że któreś z nich może zginąć. - W Indiach nie ma pytania o bezpieczeństwo, ale o to, czy ufasz powołaniu, które masz - tłumaczy. Był też wzywany do sądu, bo ktoś złożył na niego fałszywe doniesienia. Wierni bardzo się wtedy za niego modlili. - Policja i sędzia nie uwierzyli. "Znam tego człowieka i wiem, że nic złego nie zrobił. Albo przyznasz się, że kłamiesz, albo sam znajdziesz się w więzieniu" - powiedział sędzia w mojej obecności do tego, który mnie fałszywie oskarżył. - Sędzia był Hindusem. Bóg czasem używa niebożych ludzi, by czynić swoje dzieła - wspomina pastor, dodając, że prawnik, który go w tej sprawie reprezentował, bramin kasty kapłańskiej, widząc całe to zdarzenie, nawrócił się i dziś jest chrześcijaninem. Setka "bezwartościowych" dziewczynek Gdy w 1989 r. kościół w Trichy został napadnięty przez radykalnych hindusów, Gideon, mieszkający jeszcze w Hamburgu, postanowił wraz z żoną wrócić do Indii i mówić o Bogu. - Zacząłem budować kościół z pomocą słowa Bożego. Mówiłem, że jako chrześcijanie jesteśmy powołani nie tylko do modlitwy, ale i działania. A ponieważ kilkaset kilometrów od nas zabijano dziewczynki, które według hinduskiej mentalności nie mają wartości, wydrukowaliśmy 100 tys. ulotek z napisem: "Nie zabijaj" i zaczęliśmy je rozdawać po okolicznych wioskach. Już w pierwszej pobili nas hinduiści, ostrzegając: "Nie przychodźcie tu więcej i nie dotykajcie naszej tradycji!" Zacząłem więc te dzieci adoptować - wspomina początki działalności w Trichy. Do dziś, dzięki domowi dla niechcianych dziewczynek MoseMinistries, udało mu się uratować prawie setkę z nich. Rodzice nie pochwalali jego zaangażowania. - Mama i tata są dość bogaci i mają duży dom. Kiedy dowiedzieli się, co robię, poprosili mnie i żonę, byśmy ten dom opuścili. Trudno jest, gdy własna rodzina jest przeciw tobie - mówi, dodając, że wtedy zrodził się pomysł na budowę kościoła i sierocińca. Sierocińców od tamtego czasu powstało zresztą kilka. "Niech żyje bez męża i cierpi" Jacob niesie też pomoc wdowom po bestialsko zabitych pastorach. Są wśród nich, takie, jak ta z historii, którą ze wzruszeniem mi opowiada: - Jednemu z pastorów ktoś powiedział, że zbliżają się hinduskie pogromy chrześcijan. On jednak postanowił pozostać. Pobiegł do domu, tam wraz z żoną ubrali się odświętnie tak, jakby mieli iść na ślub. Wierzący pytali go: "Co robisz?" On im odpowiedział: "Dziś jest dla mnie bardzo ważny dzień, bo dziś spotkam się z Jezusem". Przybiegła grupa hindusów, a jeden z nich powiedział: "Macie tylko jedną szansę, by się uratować: rzućcie Biblię na ziemię, oddajcie na nią mocz i zwymyślajcie Jezusowi". On im odpowiedział: "Nie zrobię tego, dajcie mi proszę dwie minuty, bym mógł się pomodlić". Złapał za rękę żonę, uklękli i zaczęli się modlić: "Panie, idę do domu, dziękuję Tobie za wszystko, co dla mnie zrobiłeś". Potem wstał i powiedział: "Teraz możecie zrobić ze mną, co chcecie". Zrobili. Jeden z hindusów otworzył mu mieczem głowę, tak że krew tryskała nie tylko na podłogę, ale i na żonę. Pozostali głośno krzyczeli. Wówczas drugi wbił mu siekierę w plecy. Kiedy pastor był już martwy, grupka oblała jego żonę benzyną. Wtedy obecne tam kobiety nie pozwoliły jej umrzeć. "Niech żyje bez męża i niech cierpi" - krzyczały. Żona pastora żyje do dziś... I do dziś cierpi. Dla takich jak ona wspólnota pastora Gideona organizuje pieniądze na egzystencję, godne życie. - 50 euro miesięcznie pozwala w Indiach żyć, bez konieczności bycia na łasce i niełasce innych - mówi. Finansowo wspiera też 109 dzieci zabitych pastorów. - Chcemy, by te dzieci mogły chodzić do szkoły. Wspieramy też budowę małych domów, które można postawić dla nich i ich matek już za 2000 euro - dodaje. Za Chrystusa do więzienia Kraj z ponadmiliardową populacją posiada 300 tys. różnych bóstw. Statystyki rządowe mówią, że każdego dnia na chrześcijaństwo przechodzi 15 tys. ludzi. - Sądzę, że prawdziwa liczba jest znacznie większa. Na północy powstają kościoły na 40 tys. wiernych. Ponieważ stając się chrześcijaninem w Indiach, masz obowiązek zmienić swoje imię i zgłosić ten fakt w urzędzie, a ludzie boją się prześladowań, wielu już tego nie robi - tłumaczy Gideon. Dlaczego przy tak wielkiej liczbie wyznań prześladowania dotykają właśnie wyznawców Chrystusa? - Przez bałwochwalstwo i cudzołóstwo, które piętnuje nauka Chrystusa. Mówię, że Chrystus jest drogą, prawdą i życiem. To się hinduistom nie podoba. Jakbym powiedział, że jest jednym z wielu dróg - byliby szczęśliwi i dali spokój. Ale przecież to jest sprzeczne z Ewangelią i 10 przykazaniami - mówi. W stanie Tamal Madu, gdzie mieszka, dziś rząd, składający się z ateistów, jest pozytywnie ustosunkowany do chrześcijan. - Ateiści w Indiach lubią chrześcijan, oni nie wierzą w Boga, ale nie robią nam krzywdy. To jest szalona kombinacja! - zaskakuje. Są jednak stany, w których za chrześcijaństwo idzie się do więzienia. - Tam według prawa do więzienia trafia nie tylko ten, który się nawrócił, ale i ten który go nawrócił. Tak jest w Ragistanie i Orisie - tłumaczy. Agresywne bóstwa i kasty Prześladują ci, którzy czczą agresywne bóstwa. - Wyznawcy Kali - bóstwa z wiszącym językiem, składają mu w ofierze dzieci. Kilka tygodni temu w ofierze złożono ich pięcioro, tylko dlatego, że kapłan tego bóstwa powiedział, że rodzice, by mogli mieć jedno, w zamian muszą złożyć właśnie pięcioro innych. Porwali więc je z ulicy i złożyli w ofierze - opisuje pastor. - Równie agresywni są członkowie ruchu Sziwa-szewa w Bombaju czy Badżenda na północy Indii. Oni mówią, że Indie są tylko dla Hindusów, a chrześcijanie przestają być obywatelami Indii. Nie lubią chrześcijan także dlatego, że szczególnie na północy wiele osób nawraca się na wiarę Chrystusa - tłumaczy dodając, że takiej niezadowolonej społeczności wystarczy tylko impuls, by doszło do pogromów. - Wykorzystują to w kampaniach wyborczych partie, które głosząc hasła "Indie dla Hindusów" zdobywają potrzebny im elektorat. Bo wybór znaczy władzę, władza pieniądze, a te ponownie władzę - mówi misjonarz. Fundament prześladowań chrześcijan jest jednak dużo głębszy i dotyka systemu kastowego społeczeństwa Indii. - Hindusi wierzą w bóstwo Cheva, z którego piersi swój początek wzięła najwyższa kasta - kasta kapłańska, z brzucha - kasta kupiecka, a wszystko poniżej to tak zwana kasta nietykalnych, czyli najuboższych. Kiedy pół wieku temu misjonarze - pastorzy i księża, pomagali tym z ostatniej kasty - uznano także chrześcijan za nietykalnych. Dziś to wszystko się zmienia, do Jezusa przychodzą ludzie z wyższych kast znużeni oczami bóstw które nie widzą, ustami bóstw, które nie mówią i uszami, które nie słyszą - kończy dr Gideon Jacob. Michał Bondyra