Od kilku lat prowadzi Pani kampanię społeczną "Być ojcem". Skąd wzięła się w Pani ta chęć pomocy tatusiom? - Pomysł kampanii, której celem jest podkreślenie niezwykle ważnej roli ojca w życiu dziecka, zrodził się z moich zawodowych przemyśleń. Przez ostatnie kilkanaście lat kierowałam gdańskim Ośrodkiem Terapii Dzieci i Młodzieży, i tam mogłam naocznie przekonać się, jak wielkie spustoszenie w dziecięcej psychice powoduje nieobecność ojca lub zła jego obecność w rodzinie. Jeszcze wcześniej, pracując przez wiele lat jako lekarz psychiatra, zauważyłam, że w ogromnej większości przypadków problemy emocjonalne ludzi dorosłych wypływały z niewłaściwych relacji w dzieciństwie. Okazywało się np., że mężczyźni, którzy mają trudności z funkcjonowaniem w roli ojca, najczęściej sami nie doświadczyli dobrej relacji z własnym ojcem. Dlatego głównym celem tej kampanii jest podkreślenie właśnie takiej pozytywnej roli ojca i dowartościowanie ojcostwa, jako bardzo ważnego zdania w życiu mężczyzny. Tymczasem w Polsce nadal mówi się głównie o macierzyństwie, rzecz jasna słusznie je doceniając, ale przy tym nie wiedzieć czemu bagatelizuje się znaczenie tatusiów. Stowarzyszenie "Być ojcem" stara się zmieniać ten stan rzeczy m.in. poprzez cyklicznie organizowane konferencje poświęcone ojcostwu. Chętnie sięgacie w nich po tematykę raczej rzadko omawianą, choćby dotyczącą relacji ojców z córkami... - Taka kilkugodzinna konferencja z wykładami i dyskusjami panelowymi nie wyczerpuje rzecz jasna całości tematu. Ma ona raczej zachęcić do myślenia, do pogłębiania wiedzy, do weryfikacji i przewartościowywania swoich poglądów na temat ojcostwa. Przy okazji niedawnej konferencji "Ojciec i córka" ogłosiliśmy również konkurs na "List do mojej córki". I dostaliśmy bardzo piękne ojcowskie listy, które chcemy zamieścić na naszej stronie internetowej www.bycojcem.pl. Dwie pierwsze nagrody w konkursie otrzymali ex aeque tatusiowie dziewczynek w wieku przedszkolnym, przy czym jeden z tych panów jest ojcem biologicznym swojej córki Martynki, a drugi tata - ojcem adoptowanej Natalki. I te listy są jakby komplementarne, bo z obu wyziera ogromna miłość do córek. Celem kampanii "Być ojcem" jest bowiem podkreślenie nie tylko tego, ile dostaje dziecko, jeżeli jest kochane przez ojca, ale także pokazanie, jak bardzo ta miłość ubogaca samego mężczyznę i jak wiele zyskuje on poprzez nawiązanie bliskiej więzi ze swoim dzieckiem. Ale mężczyzna kojarzony jest najczęściej z synem. I chyba cały czas w świadomości społecznej pokutuje owa słynna triada, mająca rzekomo określać "prawdziwego" mężczyznę: drzewo, dom i syn... - To zdanie wynika z pewnych uwarunkowań historycznych. Być może w przeszłości miało to jakieś uzasadnienie, bo ojcowie najczęściej przygotowywali synów do przejęcia zawodu lub gospodarstwa, np. ojciec kowal uczył syna kowalstwa. W przypadku córki nie występował też ten namacalny znak dziedziczenia, jakim w naszej kulturze jest przekazywanie nazwiska, rodowodu. Tymczasem dla wielu mężczyzn było, i chyba nadal jest ważne, aby ich nazwisko nie zaginęło. Natomiast moje doświadczenie zarówno ludzkie, jak i zawodowe pokazuje, że w dzisiejszych czasach to podejście zaczyna się zmieniać, ba - znam wielu ojców, którzy nie czują się w żaden sposób upośledzeni tym, że nie spłodzili syna, są za to dumni ze swoich córek. Podkreślają, że córki są bardziej emocjonalne, opiekuńcze, i że można z nimi nawiązać bliższy kontakt. Piękno tych relacji najlepiej widać oczami dziecka. W 2005 roku 11-letnia Magda Jędrzejewska napisała na dziecięcy konkurs literacki "Tato i ja" taki oto wierszyk: Świat jest dla mnie wspaniały, Gdy obok buta taty Drepcze mój bucik mały. Tata opowiada mi o całym świecie, O wiośnie, jesieni, zimie, lecie. O tym, jak powstaje tęcza kolorowa, Wyjaśnia, gdzie się słońce chowa. Opowiada mi o dniu i nocy, O udzielaniu pierwszej pomocy. Mówi o ogniu i wodzie, O pracy silnika w samochodzie. Uczy mnie także matematyki, Polskiego, przyrody i plastyki. Zdradza tajemnice całego świata, Taki wspaniały jest tylko - mój Tata.