Ekscelencjo, przyjechał Ksiądz Arcybiskup do Polski, aby mówić o świętości osoby ludzkiej. Dzisiaj rzadko używa się wyrażenia "człowiek jest święty", a częściej "życie ludzkie jest święte". Dlaczego i jak to się ze sobą łączy? - To bardzo łatwe. Jeśli człowiek jest święty, jego życie per se nabiera wartości. Dlaczego wybrałem taki temat? Otóż w historii etyki medycznej zagadnienie świętości życia było fundamentalne już w etyce hipokratejskiej. Jeśli szukamy jakichś motywów natury ontologicznej, powszechnych choćby we Włoszech, Unii Europejskiej czy Niemczech, to właśnie stwierdzenie, że życie ludzkie jest święte, do niedawna było zagadnieniem centralnym. Z tego powodu zagadnienie świętości człowieka winno być traktowane bezwarunkowo i zawsze jako sprawa zasadnicza. Chciałem zatem odnowić to pojęcie, które po części zostało zaniedbane, zastąpione przez pojęcie godności, ponieważ w społeczeństwie bardziej nowoczesnym zagadnienie godności stało się, oczywiście, ważniejsze. A zatem myślę, że nie jest stosowne mówić tylko o godności, a zapominać o sakralności życia, traktując ją jak rzecz starą. Jest Ksiądz Arcybiskup przewodniczącym Papieskiej Akademii Życia. Jakie wyzwania stoją dzisiaj przed Akademią? W jaki sposób my - ludzie wierzący - możemy przekonywać do ochrony życia ludzkiego? - Fundamentalnym zadaniem, które stoi przed nami, jest przywrócenie wartości życiu ludzkiemu. To rzecz najpiękniejsza i sprawa, którą osoba powinna nabywać w sposób naturalny, np. poprzez pobyt w szpitalu, w którym obecny jest duch chrześcijański. Odwołuję się tu do miejsca, w którym sam pracowałem - kliniki Gemelli. Tam to widać ewidentnie - wiele osób jest chorych, ale jakże one są szczęśliwe z daru życia! Przez 15 lat, pracując w klinice Gemelli, zajmowałem się sprawami etyki. Zauważyłem, że żaden z pacjentów, nawet ci, którzy w wyniku choroby byli sparaliżowani, nie powiedział: doktorze, chcę umrzeć! Nawet gdy nie mogli wykonać żadnego ruchu, słyszałem, jak bardzo chcieli żyć i prosili o pomoc. Miałem kiedyś kontakt z pewnym pacjentem, który był całkowicie sparaliżowany - mógł tylko poruszać gałkami ocznymi. Rozmawiano z nim za pomocą tych ruchów. To był profesor z Uniwersytetu La Sapienza, obejmował tam katedrę prawa. Czasem określamy takiego człowieka mianem "warzywa", ponieważ nie może nic zrobić. Otóż będąc w takim stanie, ten człowiek, leżąc w łóżku, dokonał dwóch rzeczy: po pierwsze - ożenił się, po drugie - pomógł swoim dwóm współpracownikom objąć katedrę naukową. Obydwaj tego dokonali przy jego pomocy - człowieka, który porozumiewał się z przyjaciółmi i ze światem tylko za pomocą ruchów gałkami ocznymi. Takich rzeczy dokonał ten człowiek. To nie są "warzywa". Wielokrotnie słyszymy w mediach o prawie do eutanazji dla osób takich jak ten profesor; często słyszymy też, że na początku jest "tylko płód"... - To jest sofizmat. Jest oczywiste, że linią graniczną momentu poczęcia człowieka nie jest liczba komórek, ponieważ nawet teraz, w tym momencie, jestem grupą komórek. Ta grupa wynosi miliony. Ale ważne są nie tyle te komórki, ile fakt, iż one tworzą organizm. Nie są one identyczne. Rodzaj zachowania danej komórki zależy od innych. Taka komórka nie pracuje na własny rachunek - to nie kolonia, ale organizm. To pojęcie wprowadził już Arystoteles, ale można powiedzieć, że już od co najmniej trzech tysięcy lat to zagadnienie jest znane, choć w ostatnim czasie przestało mieć znaczenie. Dlaczego? Dlatego że obecnie ludzkość skupia się bardziej na wyliczeniach niż na wartościowaniu rzeczy, a zatem nie patrzy na całość organizmu, lecz na liczbę komórek. Już w momencie kiedy tworzy się jedna komórka, posiada ona swoją organizację. To zagadnienie odkryła Polka, niestety - nie pamiętam jej nazwiska, pracująca w Anglii. Ta komórka tworzy później wewnętrzną lub zewnętrzną część człowieka. Musimy rozumieć, jaka jest rzeczywistość; nie jest ważne, czy tych komórek jest 10, 20 czy miliony - a zatem mówienie o komórkach bez odniesienia do organizmu jest sofizmatem. Tymczasem właśnie już na poziomie tych kilku komórek, które są przecież organizmem, ludzie próbują sami decydować o życiu i śmierci płodu. Pojawia się w tym momencie pojęcie "aborcji eugenicznej". - To stało się wielką pokusą w naszych czasach. To wielki błąd. Zaczęło się już w początkach ubiegłego wieku i niestety rozprzestrzeniło się, a doświadczenia nazistowskie pokazały w bardzo okrutny sposób, dokąd może prowadzić taka mentalność. Taką politykę eugeniczną zaczęły później wprowadzać choćby Stany Zjednoczone - to przykre, że ziemia wolności stała się polem eugeniki. Niektórym dzieciom odmawiano urodzenia z powodu defektów genetycznych lub zagrożenia ich nosicielstwa. To straszny błąd! Trzeba wreszcie zdać sobie sprawę, że nawet dziecko jest bogactwem dla świata. W pierwszym rzędzie to podkreślenie winno być podejmowane przez rodziny. Na przykład w mojej rodzinie narodziny dziecka to było wielkie wydarzenie! Noworodek nie był powodem cierpienia, lecz wartości, którą należy odkryć, wartości, o której nasze społeczeństwo zapomniało. Życie ludzkie to nie maszyna, którą wyrzuca się, gdy nie funkcjonuje, ale zawsze jest to życie ludzkie, nawet gdy posiada jakiś defekt. Przykładem jest paraolimpiada - niepełnosprawni, biorący w niej udział, to przecież istoty ludzkie. Gdy o tym zapomnimy, to za 50 lat takiej paraolimpiady nie będzie. Z jednej strony człowiek unicestwia życie, dokonując aborcji, z drugiej zaś sam je powołuje - za pomocą zabiegów in vitro. Co kieruje rodzicami, którzy się decydują na in vitro? - Bierze się to, oczywiście, z chęci posiadania dziecka, lecz nie jest to metoda naturalna. Chęć posiadania dziecka jest bardzo silna. To pragnienie jest często w naszych czasach eliminowane. Najpierw przedstawia się dziecko jako coś, co przeszkadza, stoi na drodze w realizacji innych pragnień - pięknego domu, dobrej pracy, czasu na rozrywkę. Przychodzi jednak później taki moment, gdy te rzeczy nie wystarczają i pojawia się potrzeba potomstwa. Gdy para nie ma możliwości jego posiadania metodą naturalną, decyduje się na metodę in vitro. Istnieje silny nacisk propagandowy na tę sprawę. Nie ma Ksiądz Arcybiskup wrażenia, że cała Europa, a nawet i świat chcą być specjalistami od ludzkiego życia? - To zagadnienie dotyczy mnie bezpośrednio, ponieważ przez wiele lat, więcej niż 25, pracowałem w Światowym Stowarzyszeniu Medycznym. Zrozumiałem, że bardzo często w wypowiedziach ludzi uważających się za specjalistów w sprawach bioetycznych czy ściśle etycznych, samej etyki było bardzo niewiele. To jest, oczywiście, spowodowane wieloma motywami natury kulturowej, filozoficznej. Większa część przedstawicieli kultury europejskiej, szczególnie tych wywodzących się ze środowisk anglosaskich, odeszła od metafizyki i ontologii. Od tego momentu, nie zdając sobie z tego sprawy, odrzucili fundamenty etyki. A zatem tego wszystkiego, co wypracowano później na tym gruncie, nie można nazwać autentyczną etyką. Etyka to centralne zagadnienie, mówiące mi, jak mam traktować takie sprawy, jak: życie, człowiek, narodzenie, śmierć. Zanim zajmę określone stanowisko w tych sprawach, najpierw muszę wiedzieć, czym one są. Tak więc zagadnienie metafizyki, ontologii czy antropologii wyprzedza kwestie etyczne - jeśli nie wiem, kim jest człowiek, to nie wiem, jak go traktować. Jeśli człowiek jest tym samym co zwierzę, np. kot czy pies, to nie potrafię wskazać, czym w zasadzie człowiek się od nich różni. Oczywiście, wówczas nie mogę udzielić właściwej odpowiedzi etycznej na podstawowe problemy. Księże Arcybiskupie, a jakie przesłanie powinno przyświecać nam, ludziom wierzącym? - To ważna rzecz, by odkryć i doceniać życie, jego piękno i wartość. Nawet gdy bolą cię zęby, to życie i tak jest piękne! Trzeba żyć i doceniać życie jako sprawę pierwszorzędną! Tłumaczenie: kl. Marcin Chrostowski