Instytut Pomnik-Centrum Zdrowia Dziecka jest największą i najnowocześniejszą placówką pediatryczną w Polsce. Każdego dnia do znajdującego się na obrzeżach Warszawy Międzylesia przyjeżdżają rodzice z małymi pacjentami z całego kraju. To tutaj szukają pomocy, której nie są w stanie udzielić im szpitale powiatowe i wojewódzkie w innych częściach Polski. W sumie w Centrum hospitalizowanych jest ponad 30 tys. pacjentów. Udzielanych jest też blisko 170 tys. specjalistycznych porad. W najbliższym czasie o pomoc może być jednak zdecydowanie trudniej. Od dłuższego czasu Centrum boryka się z poważnymi problemami finansowymi. Na początku września dyrektor CZD prof. Janusz Książyk wysłał dramatyczny list do premiera, ministra zdrowia i prezesa NFZ, w którym apeluje o pomoc finansową dla Instytutu. Dług Centrum to ok. 200 mln zł. Jak poinformował rzecznik placówki Paweł Trzciński, jej sytuacja finansowa od dawna jest dramatyczna i wielokrotnie informowano o niej m.in. resort zdrowia. - Doszło do sytuacji, że pracownicy po raz pierwszy otrzymali wynagrodzenia z kilkudniowym opóźnieniem - podkreślił. Centrum wstrzymało też niektóre zabiegi i przesuwa je na przyszły rok. Na razie na laryngologii. Powodem są niezapłacone przez Fundusz tzw. nadwykonania. Na usługi laryngologiczne CZD dostało w tym roku ponad 195 mln zł. Tę kwotę szpital przekroczył już o ponad 5 mln zł. Być może wkrótce szpital wstrzyma zabiegi także na innych oddziałach. W obronie Centrum wystąpił rzecznik praw dziecka Marek Michalak. "Zadłużenie placówki narastało od kilku lat, jednak jego obecny poziom może powodować trudności w nabyciu niezbędnych leków, być przyczyną ograniczeń czasu pobytu dziecka w placówce bądź zmian kadrowych. Pragnę zwrócić uwagę, że sytuacja powyższa naraża na niebezpieczeństwo zdrowie i życie dzieci będących pod opieką Centrum. Wiąże się także z utratą zaufania chorych dzieci i ich rodziców do osób odpowiedzialnych za zarządzanie i finansowanie służby zdrowia" - napisał w liście do ministra Bartosza Arłukowicza. Minister atakuje Minister winy po swojej stronie nie dostrzega, za to nie podoba mu się sposób zarządzania placówką. - Centrum Zdrowia Dziecka było, jest i będzie, ale musi być dostosowane do realnych warunków funkcjonowania - mówił na konferencji prasowej Arłukowicz. Jako przykład złego funkcjonowania podał, że pensje w CZD rosły szybciej niż przychody. Dodatkowo, jako przyczynę kłopotów finansowych placówki szef resortu zdrowia wskazał złą politykę kadrową. Jak wyliczał, na 2241 zatrudnionych osób 305 - to lekarze, a 356 - pracownicy administracyjni. - Centrum Zdrowia Dziecka to ponad 550 łóżek i ponad 2,2 tys. pracowników, czyli cztery osoby personelu na jedno łóżko - twierdził. Poinformował też, że dyrektor Centrum ma czas do 21 września na przedstawienie planu restrukturyzacji. Zarzuty ministra odpiera dyrektor placówki. - Wzrost pensji nie wyniósł 95 proc. Według moich danych od 2007 r. to 21-procentowy wzrost. Jeśli dołączymy do tego kontrakty, to było to więcej o 23 proc. - wyliczał prof. Książyk. Według niego nie zgadza się również liczba łóżek, jakimi dysponuje szpital, których jest 607, a nie 550. Ponadto dyrektor wyjaśnił, że lekarzy jest nie 300, a 390 wraz z rezydentami. Pielęgniarek w centrum pracuje natomiast ponad 700. Reforma Kopacz przyczyną kłopotów Lekarze i eksperci od ochrony zdrowia przyczyn kłopotów placówki upatrują zupełnie gdzie indziej niż minister Arłukowicz. Chodzi zwłaszcza o zmiany wprowadzone w 2008 r, kiedy zmieniono system płacenia szpitalom przez NFZ. Utworzono wówczas tzw. jednolite grupy pacjenckie. - Przed ich wprowadzeniem byliśmy deficytowi, ale mieliśmy jakąś płynność. Sytuacja stała się katastrofalna po ich wprowadzeniu. NFZ widzi kody i numerki. W rejonowym szpitalu ten sam "numerek" leczy się zupełnie inaczej. Statystycznie to ta sama choroba i tu się wszystko zgadza, ale merytorycznie już nie. Takie rozliczanie przez klika lat doprowadziło do obecnej sytuacji - zaznacza prof. Książyk. Eksperci podkreślają również, że w CZD przeprowadzane są zabiegi o najwyższym stopniu referencyjności. Gastroskopia będzie rozliczana tak samo i w Centrum, i w małym powiatowym szpitalu, mimo że będzie miała zupełnie inny stopień skomplikowania, zostanie wykorzystany zupełnie inny specjalistyczny sprzęt. Zapomina się, że do Centrum trafiają dzieci, którym w rejonowych szpitalach nie udało się pomóc. Trafiają tam dzieci, dla których zdrowia i życia jest niezbędny specjalistyczny sprzęt i terapia. Jeszcze dalej idzie były wiceminister zdrowia Bolesław Piecha (PiS). - Przede wszystkim jest to udawanie przez rząd, że nic się nie dzieje i wszystko jest w jak najlepszym porządku, jeśli tylko szpitale będą dobrze zarządzane. Ale to myślenie życzeniowe. Prezesem Centrum Zdrowia Dziecka przez wiele lat był Maciej Piróg, jeden z najlepszych menedżerów w ochronie zdrowia; wiedział, na czym rzecz polega i jak się zarządza szpitalem. Ba, miał też wsparcie polityczne, bo jest przecież doradcą prezydenta Komorowskiego. Ale i on nie dał rady, bowiem ta struktura urzędniczo-biurokratyczna, która dzisiaj opasa nasz system opieki zdrowotnej i która nazywa się Ministerstwem Zdrowia, nie potrafi realnie i rzetelnie spojrzeć na zdrowie polskich dzieci - podkreślał. - To, że demografia jest słaba, nie oznacza, że nie ma w Polsce dzieci, także tych chorych. Natomiast NFZ wraz z Ministerstwem Zdrowia wycenia świadczenia zdrowotne w tak skomplikowanej jednostce jak Centrum Zdrowia Dziecka na poziomie banalnej biegunki leczonej w szpitalu powiatowym. Nie tylko CZD O słuszności tej diagnozy może świadczyć fakt, że poważne problemy mają także inne wysokospecjalistyczne placówki. Ze skontrolowanych przez NIK sześciu instytutów zaledwie jeden poprawił swoją sytuację finansową. W pozostałych jest ona bardzo zła. W związku z tym list otwarty mówiący o dramatycznej sytuacji finansowej wysokospecjalistycznych szpitali dziecięcych i potrzebie opracowania nowego systemu opieki zdrowotnej wystosowali m.in. do premiera i ministra zdrowia członkowie Stowarzyszenia Dyrektorów Szpitali Klinicznych. "NFZ, płacąc za udzielone świadczenie tę samą cenę każdemu świadczeniodawcy, faworyzuje jednostki wykonujące ograniczoną liczbę procedur, a dyskryminuje ośrodki przyjmujące najciężej chorych i pracujące 24 godziny na dobę" - napisali w liście. W przekonaniu dyrektorów, pomijanie milczeniem podstawowych przyczyn trudnej sytuacji finansowej wymienionych szpitali, a stałe szermowanie tezą o złym zarządzaniu tymi placówkami i konieczności restrukturyzacji jest bardzo krzywdzące dla ludzi starających się w arcytrudnych warunkach zapewnić prawidłowe funkcjonowanie szpitala. Ich zdaniem kolejne redukcje etatów i oszczędności na personelu i tak nie pozwolą wydobyć się placówkom z kłopotów. Zamiast konwencji ratunek dla CZD? O tym, że rząd ma pieniądze na ratowanie Centrum Zdrowia Dziecka, przekonana jest Polska Federacja Ruchów Obrony Życia. "Pragniemy wskazać źródło na pokrycie długów. Jest nim kontrowersyjna Konwencja Rady Europy w sprawie przemocy wobec kobiet, którą rząd zamierza w najbliższym czasie przyjąć, co spowoduje koszty podobnej wysokości, jak dług Centrum Zdrowia Dziecka. Zamiast podpisywania konwencji, która walczy z podstawowymi wspólnotami, jak małżeństwo i rodzina, z tradycją i wychowywaniem dzieci, postulujemy przekazanie pieniędzy, jakie na jej realizację byłyby konieczne, na rzecz niewątpliwie bardzo potrzebnego specjalistycznego szpitala ratującego życie i zdrowie dzieci i młodzieży, jakim jest Centrum Zdrowia Dziecka" - uważają jej przedstawiciele. Jednak niezależnie od tego, skąd będą pochodzić środki na pomoc dla Centrum, konieczne jest wprowadzenie rozwiązań systemowych. Dopóki tak się nie stanie, najlepsze placówki takie jak Centrum Zdrowia Dziecka nadal będą karane za swoją fachowość i będą musiały zadłużać się na potęgę. To swoisty paradoks, że na całym świecie szpitale, które przeprowadzają najbardziej skomplikowane zabiegi, są z reguły w najlepszej sytuacji finansowej. W Polsce jest dokładnie na odwrót.