Kiedy wiceszefowa SLD Joanna Senyszyn mówi dziś o Kościele, że jest on pięć razy be: bogaty, bezkarny, bezideowy, bezduszny i bezczelny, to czyni tak nie tylko dlatego, że reprezentuje formację, która na swoich partyjno-wyborczych sztandarach ma wypisany programowy antyklerykalizm. Takie jest bowiem w tej chwili ogólne przyzwolenie "postępowej elity", która od kilkunastu lat z omnipotentnych pozycji stara się dyktować "zacofanym" Polakom, w co mają wierzyć, czym się brzydzić, co potępiać, a czemu przyklaskiwać. Senyszyn jedynie bardziej rzuca się w oczy, bo swój antyklerykalizm uprawia w sposób bardziej ordynarny i prostacki, niż czynią to wysublimowane "salonowe" pióra. W gruncie rzeczy chodzi jednak zawsze o to samo: o wypchnięcie Kościoła z życia publicznego i zamknięcie go w zatęchłej kruchcie. Potem wystarczy już tylko wyrzucić klucz... Rozumni, postępowi i zatroskani Świeckość, laickość państwa, neutralność światopoglądowa - to ulubione słowa wszystkich chyba bez wyjątku apologetów politycznej poprawności. W Polsce, gdzie pozycja Kościoła jest nadal bardzo silna, są oni jednak nieco bardziej wstrzemięźliwi w tego typu wojowniczych deklaracjach. Ale nie zawsze tak było. Kiedy na początku lat 90. Kościół katolicki po kilkudziesięciu latach rugowania przez komunistyczne władze został w końcu dopuszczony do publicznej debaty, z miejsca podniosły się głosy krytyki. Tym bardziej że wielu zwykłych obywateli poczuło się "urażonych" widokiem księży święcących świeżo przemalowane ex-milicyjne <a href="http://www.rmf.fm" target="_blank">radio</a>wozy i udzielających z ambony moralnych połajanek pod adresem naszych rodzimych polityków. Taki był jednak nieuchronny efekt zderzenia starego z nowym. Waldemar Łysiak w swojej znakomitej książce "Rzeczpospolita kłamców - Salon" przytacza szereg antyklerykalnych wystąpień czołowych przedstawicieli ówczesnej awangardy "rozumu i postępu". Pisarz przypomina m.in. wróżby Adama Michnika - największego salonowego guru, który wieszczył podówczas: "Zagraża nam fundamentalizm religijny! (...) Uważam, że klerykalizm bardzo źle służy polskiemu państwu". Niemal codziennie Polacy mogli zatem przeczytać, posłuchać i pooglądać informacje o "ajatollahach w sutannach", "dyktaturze czarnych", groźbie "iranizacji" kraju itp. Tymczasem nie sprawdziło się tak naprawdę nic z tych kasandrycznych przepowiedni. Nad Wisłą nie powstało "państwo wyznaniowe". Miast tego doczekaliśmy się jedynie recydywy rządów postkomunistycznej lewicy. Fala antyklerykalizmu przycichła zaś, zanim tak naprawdę na dobre w ogóle się zaczęła.