Na długo przed igrzyskami obawiano się, że olimpiada w Pekinie będzie propagandą sukcesu władzy ludowej, medalowym wyścigiem pokazującym potęgę Chin. Sukcesem osiągniętym za wszelką cenę, nie zawsze w uczciwy sposób. Wiktoria w klasyfikacji medalowej, 51 złotych medali chińskich sportowców, czy bicie spektakularnych, acz kontrowersyjnych rekordów świata, jak choćby w pływaniu przez Liu Zige, potwierdziły te obawy? - Myślę, że Chińczycy przygotowywali się do igrzysk pod każdym względem, także, a może przede wszystkim, sportowym. Przed olimpiadą odseparowali tysiące zawodników, selekcjonując z nich potencjalnych medalistów. Przypadek zarówno Zige, jak i wiele innych, moim zdaniem, nie potwierdza niczego. Przecież dopóki się czegoś nie udowodni, nie złapie na dopingu, nie można wydawać sądów. Pytania o doping równie dobrze można zadawać przy okazji niebotycznych wyczynów stumetrowca Usaina Bolta czy pływaka Michaela Phelpsa. Dla mnie to są zawodnicy na miarę czwartego tysiąclecia. Zresztą każdy z medalistów był wielokrotnie kontrolowany. Skoro kontrole nic nie wykazały, jestem przeciwny spiskowej teorii dziejów. A co do złotych medali chińskich sportowców, przypomnijmy, że niezależni eksperci wyliczyli, że ci zdobędą ich 80... Czy radość chińskich olimpijczyków ze zwycięstw była, Księdza zdaniem, autentyczna? - Patrząc, jak się cieszą, jak dumni są, z tego, że są Chińczykami, że przynależą do narodu, na który patrzy cały świat, trudno przypuszczać, by te zachowania były wyuczone. Choć z drugiej strony, zdaję sobie sprawę, że pytania i kontrowersje pozostaną. Myślę jednak, że ten sukces wywalczyli tytaniczną, morderczą wręcz pracą. W naszej rozmowie przed igrzyskami mówił Ksiądz, że: "pokora, praca, cierpliwość sportowców, wsparta modlitwą i wiarą kibiców, może dać nam medalową bombę". Którego z tych elementów zabrakło, że zamiast "medalowej bomby" 265-osobowa kadra przyniosła nam niewypał w postaci 10 medali? - Zabrakło wszystkiego po trochu. Pamiętam bardzo zmotywowanego ciężarowca Krzysztofa Szramiaka, który zażądał od trenerów ciężaru na rekord świata. Tu przy wielkiej ambicji i motywacji zabrakło chyba trochę pokory. Miałem też wrażenie, że nie wszyscy walczyli do upadłego, gryźli parkiet, wzorem fantastycznych siatkarzy z meczu z Włochami. Porażkę tych chłopaków zresztą mocno przeżyłem. Pamiętam, jak podłamany Krzysiu Ignaczak podszedł i powiedział: "Ksiądz się chyba słabo modlił". A ja mu na to: "modlił się też biskup (Folrczyk - przyp. red.), a skoro on nie wymodlił, to ty masz do mnie pretensje?". I rozstaliśmy się ze śmiechem... Przypadek bez precedensu to start Otylii, która płynąc spokojnie za swoją odwieczną rywalką Australijką Jessicą Schipper, była pewna awansu do finału. Nie dała z siebie wszystkiego i to się zemściło. Schipper weszła z ostatnim czasem, Otylia była pierwsza, która do finału... nie dopłynęła. A przecież, jak pokazał Phelps (8 złotych medali i 7 rekordów świata - przyp. red.), kalkulować nie należy... W finale "motylka", gdzie Otylia była czwarta, dała już z siebie wszystko. Powiedziałem jej wtedy: "Otylio, na Chinki nie było dziś siły". Wracając do modlitwy, o co się Ksiądz modlił przed startami olimpijczyków, bo chyba nie o ich medale... - Nigdy nie modlę się o konkretny wynik czy medal. Boga proszę tylko, by podczas ich startu i po jego zakończeniu, nie nabawili się jakiejś kontuzji. A który z tych medali był dla Księdza najcenniejszy? - Szczególnie bliskie są dla mnie dwa: Leszka Blanika, który po zdobyciu złota napisał mi podziękowanie "za modlitwę, wsparcie i wiarę we mnie do samego końca", oraz srebro naszych kajakarek: Anety Koniecznej i Beaty Mikołajczyk, które wraz z trenerem podziękowały mi mówiąc, że "to księdza medal"...