Na przełomie XIX i XX w. słowo szaber miało dwa zasadnicze znaczenia - dzienne i nocne. W dzień w języku murarzy szabrować znaczyło szpachlować. Nocą nabierało innego znaczenia: w gwarze złodziejskiej oznaczało włamanie. I to drugie znaczenie odnosiło się do np. chłopskich napadów na dwory w czasach niepokojów czy kradzieży przez służbę mienia pozostawionego przez zmarłego pana. Wspólnym mianownikiem tych zdarzeń był zawsze moment zawieszenia, chaosu, zaniku struktur władzy. Następowało osłabienie kontroli społecznej i utrata poczucia strachu przed karą. Mienie, po które sięgali szabrownicy, musiało być też w ich mniemaniu bezpańskie. Sprawcy to ludzie materialnie upośledzeni. Łamiąc zasadę powszechnej ochrony własności, niekoniecznie musieli odrzucać zasadę nie kradnij. Prawdopodobnie stosowali ją w postaci zawężonej do swoich, co wyjaśnia, dlaczego łatwiej było przywłaszczyć mienie pańskie, żydowskie, niemieckie czy państwowe, niż należące do sąsiada ze wsi. Teoria chaosu Wielki szaber miał miejsce podczas kampanii wrześniowej. Gdy rozpad państwa stawał się oczywistością, a ucieczka elit faktem, doszło do okradania pozostawionych bez opieki mieszkań, domów, sklepów, wojskowych magazynów i koszar. Chłopaki z Czerniakowa, koledzy Stanisława Grzesiuka, przyznawali w październiku 1939 r.: "Żyje się z tego, co nałapaliśmy z płonących magazynów i fabryk w czasie oblężenia. Sprzedaje się jedne rzeczy, a za to kupuje się to, co jest potrzebne". Teoria chaosu, opisywana również jako teoria wybitych okien, mówi, że w zmieniającym się na gorsze otoczeniu (czasami wystarczą wybite szyby) słabnie nasze dążenie do właściwego postępowania. Kiedy jedna z norm społecznych zostaje złamana, czujemy pokusę, aby ignorować pozostałe. "Każde otoczenie - pisze Philip Zimbardo - sytuujące człowieka w pozycji anonimowości ogranicza jego poczucie osobistej i obywatelskiej odpowiedzialności za własne działanie". Psycholodzy społeczni przeprowadzili wiele potwierdzających ten mechanizm eksperymentów. Wyjątkowe w swoim rodzaju laboratorium badawcze stworzyła wojna. Dowód, że szaber jest dzieckiem chaosu, tkwi w kolejnej fali szabrowania, jaka przeszła przez polskie Kresy w lipcu 1941 r. w związku z atakiem Niemiec na ZSRR. Sołtys spod Wołkowyska wspominał: "Miasto już puste. A teraz kolej na pociągi stojące długimi wężami na peronie. Tu dopiero święto jak po stworzeniu świata. Gdy żołnierze giną w płomieniach i pod kulami, w wagonach pisk dzieci ginących w ogniu bomb, smażą się ludzkie ciała, czołgają ranni, a wszędzie rozdzierający krzyk: "ratunku, wody, mamo!" - okoliczne wioski ruszają całą parą do szturmu. I wożą: pszenicę, buty, bieliznę, skórę, ubrania, materiały, wełnę, kryształy, pierzyny - cuda! Boże, czego tu nie ma! Pasy, siodła, fuzje, nagany, futra, jedwab. Niektórzy nabrali go dziesiątki tysięcy metrów, bo cieniutki i lezie na wóz, że jejku. Przy wagonach ruch, gwar, klątwy. Jedne wozy, załadowane po brzegi, długimi sznurami jadą ze zgrzytem kół do domu, inne zajeżdżają na stację". Szabrowano mienie pożydowskie, np. w Jedwabnem i innych miasteczkach regionu podczas fali pogromowej w lipcu 1941 r. Tu także wystąpił chaos pierwszych dni wywołany przejściem frontu. Domy, z których zostali wypędzeni ich żydowscy właściciele, były niemal natychmiast rabowane, niekiedy rozbierane na opał. 18 września 1942 r. "Biuletyn Informacyjny", organ AK, pisał, że polska ludność Otwocka, Rembertowa i Miedzeszyna "w pamiętnym dniu likwidacji getta w Otwocku w parę godzin po tym barbarzyńskim fakcie, w nocy zaraz zjechała furmankami i rozpoczęła grabież pozostałego mienia żydowskiego. Wywożono wszystko, co pod rękę popadło, wyłamywano drzwi i okna, półki, deski z podłóg, nie mówiąc o meblach, ubraniach i bieliźnie, które pierwsze padły ofiarą rabunku. (...) W imię najszczytniejszych haseł Boskich i ludzkich zaklinamy was rodacy, byście nie poniżali się do roli szakali".