Irak nie cieszy się względami Allacha. Odkąd ten przebogaty w ropę naftową kraj dostał się pod dyktatorskie rządy Saddama Husajna, nieszczęście goniło nieszczęście. Najpierw wódz narodu, któremu marzyło się przywództwo całego świata arabskiego, wdał się w wyniszczającą wojnę z Iranem. Saddam mógł tu jednak liczyć na poparcie Zachodu, z USA na czele, i bloku radzieckiego. Eksportu islamskiej rewolucji ajatollahów z Iranu nie życzył sobie cały Bliski Wschód, włącznie z Izraelem. Dlatego Amerykanie przyznali Irakowi sporą pomoc finansową i przymknęli oczy na politykę reżimu Husajna, który zbliżył się do Sowietów, popierał terroryzm palestyński wymierzony w Izrael i sprzeciwiał się pokojowi arabsko-izraelskiemu. Amerykańska pomoc gospodarcza bardzo przydała się Saddamowi, kiedy koszty wieloletniej krwawej wojny z Iranem wpędziły Irak w gigantyczne długi. Zyskami ze sprzedaży ropy nie dało się tego naprawić, bo były po prostu za małe. Wojna zniszczyła instalacje naftowe lub odcięła do nich dostęp. Pod koniec lat 80. konflikt iracko-irański zakończył się remisem: oba kraje, choć skrajnie wyczerpane wysiłkiem wojennym, obwieściły propagandowe zwycięstwo i zaczęły lizać rany. Prezydent Husajn liczył, że Amerykanie i inne państwa Zachodu nie zmienią teraz radykalnie swego nastawienia do Iraku. Zaczął naciskać na Kuwejt w nadziei, że ten niewielki, ale bogaty ropą emirat ugnie się i zasili pustą kasę irackiego dyktatora. Saddam oskarżał władze kuwejckie, że celowo zaniżają ceny ropy naftowej i łamią ustalenia dotyczące limitów wydobycia, a to wyrządza ogromne straty gospodarce irackiej. Husajnowska lista grzechów Kuwejtu miała być dłuższa - Bagdad oskarżał też Kuwejt o podkradanie ropy naftowej - ale w istocie chodziło o jedno: o wyduszenie z emiratu kontrybucji mających podreperować ekonomiczną kondycję Iraku. Irak był winien Kuwejtowi ok. 15 mld dol. Jeśli mamy ten dług spłacać - przekonywał Bagdad - nie możemy się godzić na kuwejcką politykę naftową. Saddam miał też plan jeszcze bardziej agresywny. Ponieważ Irak uważał Kuwejt za twór sztuczny, oderwany od prowincji Basra po rozpadzie państwa osmańskiego po I wojnie światowej, reżim w Bagdadzie szykował się do jego zagarnięcia. Aneksja Kuwejtu dałaby Irakowi wielkie korzyści: kontrolę nad jego polami naftowymi i przesunięcie granic państwowych pod Arabię Saudyjską. Irak miał u Saudów dług sięgający 30 mld dol. Gdyby armia iracka weszła do Kuwejtu, pobliskie, szczególnie obfite, saudyjskie złoża naftowe znalazłyby się niemal o rzut beretem. Udana inwazja na Kuwejt mogłaby skutecznie zniechęcić Saudyjczyków do twardego egzekwowania długów, a irackie wojsko mogło uderzyć na królestwo, gdyby kiedyś na Bliskim Wschodzie powstała sprzyjająca temu polityczna koniunktura. Sprawa zrobiła się zatem śmiertelnie poważna. Rząd ówczesnego prezydenta USA George'a Busha, ojca obecnego, dostrzegł rosnące zagrożenie. Wojny z Irakiem - i tę sprzed 15 lat, i tę z 2003 r. - przedstawia się czasem jako amerykańskie wojny o kontrolę nad bliskowschodnią ropą naftową. Sprawa jest jednak bardziej skomplikowana niż to nośne hasło antyamerykańskiej propagandy. Ale w wypadku wojny nad Zatoką Perską w 1991 r. o ropę niewątpliwie chodziło. Ameryka chciała bronić takiego układu sił na Bliskim Wschodzie, który gwarantowałby jego polityczną stabilność, a dzięki niej - nieprzerwane dostawy tamtejszej ropy naftowej dla gospodarki światowej, nie tylko amerykańskiej. W tym sensie Ameryka pilnowała interesów swoich, ale i znacznej części świata, której zależało na handlu z Bliskim Wschodem. Inwazja na Kuwejt nie godziłaby jednak w te globalne interesy tak mocno, jak ewentualna agresja Iraku na Arabię Saudyjską lub upadek monarchii saudyjskiej pod ciosami jakiejś wewnętrznej rewolty i dojście tam do władzy sił antyzachodnich. Logika polityczna wydawała się więc wyjątkowo jasna: Saddam nie mógł się łudzić, że będzie tolerowany, jeśli wyśle armię poza granicę Iraku. Nie mógł, lecz wysłał. Jak do tego doszło, to pierwsza zagadka.