Choć samoloty nie machają skrzydłami jak ptaki lub nietoperze - to obserwacja tych zwierząt skłoniła ludzi do poszukiwania sposobów na poderwanie maszyny do lotu. "Ptak jest instrumentem, który działa zgodnie z prawami matematyki. Człowiek zdoła kiedyś odtworzyć jego ruchy" - przewidywał marzący o zbudowaniu machiny latającej Leonardo da Vinci i badał zwierzęta, zwłaszcza nietoperze, by w końcu nakreślić modele statku powietrznego z bijącymi skrzydłami czy śmigłowca (sformułował też teorię lotu statku powietrznego cięższego od powietrza, ale swoich projektów nigdy nie zrealizował). Pierwszą maszynę z silnikiem parowym, która oderwała się od ziemi - Eole - skonstruował dopiero w 1894 r. Francuz Clement Ader. Jej pierwowzorem był właśnie nietoperz. Pionier szybownictwa, niemiecki inżynier i przemysłowiec Otto Lilienthal, wzorował się na locie bocianów. Amerykanie, bracia Orville i Wilbur Wright - konstruktorzy pierwszego w historii samolotu z silnikiem spalinowym, sterowania lotem nauczyli się ponoć podglądając myszołowy szybujące nad ich domem w Ohio. Liść myje się sam W naszym otoczeniu nie brakuje bardziej bezpośrednich przykładów wzorowania się na naturze. Weźmy chociażby zapięcie na rzep. Jego wynalazca Szwajcar George de Mestral przyjrzał się kiedyś z bliska budowie owocostanów łopianu, które w hurtowych ilościach musiał wyczesywać z sierści swojego psa. To one posłużyły za pierwowzór dwuczęściowej taśmy - składającej się z paska haczyków wczepiających się w pasek pokryty pętelkami - która pod koniec lat 50. pojawiła się na rynku pod nazwą Velcro. Przyssawki, jakimi mocuje się łazienkowe wieszaki czy maty antypoślizgowe, przyciśnięte do gładkiego kafelka zasysają się dzięki wytworzonemu podciśnieniu. Inspiracją znów była natura: podobnie działają przecież przyssawki na ramionach ośmiornic i kalmarów, które dzięki nim z łatwością mogą przywierać do najbardziej nierównych i pofałdowanych powierzchni. Drapieżniki wykorzystują je podczas polowania: chwytają i oplatają ofiarę ramionami, a przyssawki uniemożliwiają zdobyczy ucieczkę. Farby do malowania elewacji budynków i woski do pielęgnacji karoserii samochodowej, dzięki którym deszcz z łatwością zmywa z nich każdy brud, też zawdzięczamy przyrodzie. A dokładniej: kwiatowi lotosu i innym roślinom (a także zwierzętom, np. ważkom), u których zaobserwowano tzw. efekt lotosu, czyli zbieranie się wody w krople i wymywanie w ten sposób zanieczyszczeń np. z powierzchni liści. Jest to możliwe dzięki specyficznej powierzchni, pokrytej drobnymi woskowymi wypustkami. Jako pierwszy, w połowie lat 70., zjawisko to opisał i nazwał niemiecki botanik Wilhelm Barthlott. Od kilkudziesięciu lat naukowym podglądaniem natury zajmuje się dyscyplina zwana bioniką albo - głównie w krajach anglosaskich - biomimetyką. Nazwę bionika - od połączenia biologii z techniką - wymyślił pod koniec lat 50. Jack E. Steele, major amerykańskich sił powietrznych. Niezależnie od terminologii, chodzi tu o jedno: wykorzystywanie wiedzy przyrodniczej do tworzenia nowych rozwiązań przydatnych w różnych dziedzinach naszego życia. Jak mówi prof. Andrzej Samek, chyba najbardziej znany i, trzeba dodać, jeden z niewielu polskich specjalistów w tej dziedzinie (od wielu lat wykłada jej zawiłości na Politechnice Krakowskiej i od niedawna na AGH) - choć sama nauka jest dość młoda, pierwsze pomysły, by spróbować skopiować osiągnięcia natury, są niemal tak stare jak ludzkość. - Czy to nie toczący się pień mógł zainspirować człowieka do skonstruowania koła, a drewno unoszące się na wodzie do zbudowania tratwy? Przyroda jest kopalnią pomysłów. Oferuje nam setki wzorów, z których możemy korzystać.