Nad ulicą irackiego miasteczka z rykiem przelatuje wojskowy helikopter. Przy straganie stoi kobieta zakryta od stóp do głów burką, z maleńkim dzieckiem. Nagle coś wybucha za plecami. Kulę się instynktownie. Stary samochód zaparkowany przy ulicy cały w płomieniach. Czuć swąd palącej się gumy. Coś zaczyna świstać koło uszu... Strzelają do mnie! Wszystko to dzieje się w Atlancie, stolicy stanu Georgia, tyle tylko, że w wirtualnej rzeczywistości, za sprawą okularów pozwalających oglądać wykreowany przez komputer świat. Gdy widz obraca głowę w lewo, to jego wirtualny wzrok też podąża w lewo. Ponadto na uszach ma słuchawki, a pod nosem urządzenie produkujące zapachy. Na dodatek odczuwa wstrząsy, gdy np. w powietrze wylatuje samochód. - To, co przed chwilą pan widział, to specjalny program "Virtual Iraq" - mówi dr Josh Spitalnick, naukowiec i psychoterapeuta w firmie Virtually Better. - Stosujemy go w terapii żołnierzy powracających z tego kraju. I właśnie dzięki wspomaganiu komputera osiągamy naprawdę świetne rezultaty. Firma Virtually Better jest typowym przykładem mariażu nauki i biznesu. Powołali ją uczeni z prestiżowego Emory University w Atlancie, m.in. prof. Barbara Rothbaum z wydziału psychiatrii. Od wczesnych lat 90. prowadzą oni badania nad możliwością wykorzystania techniki komputerowej w psychoterapii. W 1997 r., m.in. dzięki funduszom uzyskanym od amerykańskiej armii, właśnie tu powstał program nazwany "Wirtualny Wietnam". Miał on pomagać w leczeniu weteranów wojny wietnamskiej cierpiących na PTSD (posttraumatic stress disorder, zespół stresu pourazowego). Zespół pojawia się także u ofiar gwałtów, tragicznych wypadków samochodowych, kataklizmów, także u policjantów i u świadków morderstw. Ludzie ci nawet po upływie dłuższego czasu odczuwają psychiczne skutki tragicznych wydarzeń - mają koszmary senne lub napady lęku. Według badań, 25 proc. zgwałconych kobiet jeszcze po 4-6 latach nie jest w stanie powrócić do równowagi psychicznej. Jedna trzecia ofiar wypadków drogowych po roku od kolizji cierpi na PTSD. Nie lepiej jest z żołnierzami - PTSD diagnozuje się np. u co piątego amerykańskiego weterana powracającego z wojny w Iraku. Dotknięci tym syndromem ludzie często starają się uciec od traumatycznych wspomnień. By je stłumić, czasami sięgają po narkotyki i alkohol. Jednak, jak uczy psychologia, im bardziej unika się niewygodnych myśli, z tym większą siłą one wracają. Dlatego w przypadku osób z PTSD stosuje się najczęściej tzw. terapię metodą przedłużonej ekspozycji, polegającą na wielokrotnym opowiadaniu o tragicznych wydarzeniach w czasie sesji z psychoterapeutą. Pacjenci dostają też zadanie domowe - odsłuchują własne opowieści, a w trudniejszych przypadkach biorą również leki przeciwlękowe. Elektroniczny terapeuta Z czasem do terapii włączono komputer, który kreował świat związany z traumatycznymi przeżyciami. Tak właśnie powstał "Wirtualny Wietnam". Czy to etyczne wywoływać takie wspomnienia? - Nie chodzi nam o to, by ludzie ponownie przeżywali traumę. Dzięki komputerowi możemy w całkowicie kontrolowany sposób ułatwić zmierzenie się z problemem. Ponieważ dzieje się to w bezpiecznym gabinecie, pacjent uświadamia sobie, że nic mu już nie grozi, a w jego głowie są tylko obrazy z przeszłości - wyjaśnia Spitalnick. Żołnierzy bardzo trudno jest namówić na wizytę u psychoterapeuty. To ludzie przez lata trenowani, by radzić sobie samemu z problemami. - Boją się też stygmatu choroby psychicznej. Dlatego łatwiej ich przekonać do sesji z komputerem niż psychoterapeutą. Hasło wirtualna rzeczywistość i takie gadżety jak specjalne okulary, słuchawki bardzo to ułatwiają - dodaje Spitalnick. Oczywiście psychologa nie zastąpi maszyna. Terapia składa się z 8-12 spotkań, z których połowa to rozmowa z psychologiem i wielokrotne, na różne sposoby, opowiadanie o swoich tragicznych przeżyciach. Dopiero po kilku takich sesjach do wspomagania terapii włączany jest komputer. Doświadczenia z "Wirtualnym Wietnamem" okazały się tak obiecujące, że psychologowie stworzyli nowy program dla żołnierzy powracających z Iraku i Afganistanu. Tym razem powstał on we współpracy z naukowcami z University of Southern California. Spiritus movens tego przedsięwzięcia był prof. Albert Rizzo z Kalifornii, szef uniwersyteckiego laboratorium Virtual Environmentes. Bazując na popularnej grze komputerowej "Full Spectrum Warrior", w której gracz wciela się w dowódcę oddziału marines, w 2004 r. przygotował on pierwszą wersję "Wirtualnego Iraku". Program ten pozwala psychoterapeucie umieścić pacjenta w dwóch scenariuszach. W pierwszym chodzi się po ulicy irackiego miasta, w drugim zaś jedzie na patrol wojskowym samochodem Humvee. O tym, jaką rolę odegra pacjent i gdzie się znajdzie, decyduje prowadzący sesję terapeuta. To on również dozuje wrażenia - wybuchy, ostrzał, dzień, noc lub burza piaskowa. Jedno tylko nie może w wirtualnym świecie się zdarzyć - pacjent nigdy nie zostanie ranny ani nie będzie strzelać do wrogów. - Wprawdzie żołnierze dostają do ręki atrapy karabinów, ale nie mogą z nich strzelać. One tylko mają im ułatwić przypomnienie sobie służby w Iraku - mówi Spitalnick. Temu też mają służyć bodźce zapachowe - do komputera podłączona jest maszyna wypełniona fiolkami z aromatem benzyny, prochu, orientalnych przypraw, palącej się gumy etc. - Czasami silniejszym bodźcem bywa dla kogoś zapach niż jakieś konkretne obrazy czy odgłosy. Żołnierze mogą doznawać napadów lęku, gdy np. w trakcie zakupów nagle wyda im się, że czują spaloną gumę albo krew - wyjaśnia Spitalnick.