Z lubelskiego spotkania z prezydentem RP Przemysław D. zapamiętał wystrój kilku komisariatów policji, noc w areszcie, przesłuchanie u prokuratora i trzy lata więzienia, grożące mu za zbyt mocne okazywanie emocji. Gdy prezydent Lech Kaczyński tłumaczył na placu Litewskim, na czym polega hasło "Jednej Polski" i że chce zmniejszać różnice między Polakami, stając się rzecznikiem stojących na placu, Przemysław D. zaczął przeciągle gwizdać. - Nie mogłem tego zdzierżyć - tłumaczy D. Zanim jeszcze tłum zaczął go szarpać, usłyszał za plecami: "zdychaj komuchu", więc odszedł na bok, by nie psuć radosnej atmosfery spotkania. Niestety ci, którzy krzyczeli za nim "pedał" i "gnój", zdążyli już poinformować policję, że D. obraził właśnie głowę państwa. Więc od półtora tygodnia lubelska prokuratura prowadzi w tej sprawie szczegółowe śledztwo. Szczególnemu badaniu podlega okrzyk: "Spieprzaj dziadu". Istotne bowiem jest to, czy został skierowany do Pana Prezydenta, za co grozi 3 lata więzienia, czy do starszego pana, który szarpał Przemysława D., co nie jest, jak wiemy, ścigane z urzędu. Cezary Łazarewicz