Starych najczęściej widzi się w pojedynkę. A właściwie - stare. Na ulicach, w parkach, na działkach, w uniwersytetach trzeciego wieku. Chodzą kiedyś rozwiedzione, kiedyś porzucone, nigdy niezamężne. Albo wdowy. Starzy mężczyźni widoczni są rzadziej. W sfeminizowanych klasach, na przykład pielęgniarskich, pojedyncze męskie rodzynki otoczone hołdami koleżanek czują się świetnie. Starym mężczyznom w klubie seniora, a w istocie seniorki, rola rodzynków już nie w smak. Stracili pracę i potencję, które definiowały ich poczucie męskości, czego więc po tych kastracjach mieliby szukać w klubach i uniwersytetach dla leciwych studentów, a właściwie - studentek? Tak myślą. Lecz nade wszystko nie widać ich, bo wymierają przed kobietami. I po kobietach. W interesującym zbiorze publikacji socjologów z Uniwersytetu Łódzkiego "Pomyślne starzenie się w perspektywie nauk społecznych i humanistycznych" pod redakcją Jerzego T. Kowalskiego i Piotra Szukalskiego czytamy, że już 20 lat temu prof. Maria Susułowska, znakomita socjolog z Krakowa, wskazywała na lepszą adaptację kobiet do owdowienia, ale i emerytury.