Już w perspektywie najbliższych lat spodziewać się możemy zjawisk kryzysowych w gospodarce, spowodowanych m.in. brakiem zasadniczych reform w systemie finansów publicznych, który na dodatek będzie musiał się zmierzyć z dodatkowymi wydatkami związanymi ze starzeniem się społeczeństwa. Przy okazji osłabnie nasza zdolność do wykorzystania środków pomocowych z Unii Europejskiej. Nic natomiast nie zapowiada, byśmy szybko byli w stanie skutecznie wykorzystać najważniejsze w dzisiejszym świecie czynniki rozwoju: innowacyjność, wiedzę i kapitał ludzki. W najbliższym czasie Polsce grozi pogłębienie się zapaści technologiczno-innowacyjnej; staniemy się skansenem, w którym bardziej zaawansowani gracze globalnego rynku lokować będą przestarzałe rozwiązania technologiczne. Nie może być jednak inaczej, skoro modernizacji nie sprzyja nawet kultura organizacyjna polskich przedsiębiorstw, a pozytywnych efektów proinnowacyjnych zmian w systemie szkolnictwa można się spodziewać najwcześniej po 2013 r., o ile oczywiście takie zmiany w ogóle nastąpią. To tylko kilka wniosków z Narodowego Programu Foresight Polska 2020, który właśnie wkracza w decydującą fazę badań. Czym jest foresight? - To proces aktywnej refleksji nad przyszłością, który w przeciwieństwie do zwykłego prognozowania, czyli prób przewidywania, ma prowadzić do wskazania działań, by czarne scenariusze się nie spełniły lub by rzeczywisty rozwój wydarzeń jak najbardziej zbliżył się do oczekiwanego - wyjaśnia prof. Michał Kleiber, prezes Polskiej Akademii Nauk kierujący pracami NPF Polska 2020. Czego nie przewidzieliśmy Foresight zastąpił w krajach rozwiniętych tradycyjne prognozowanie, gdy okazało się, że nie radzi sobie ono z przewidywaniem tak istotnych sytuacji jak kryzys energetyczny w 1973 r. Do tamtego czasu wydawało się, że rozwój ma charakter mniej więcej liniowy, wystarczy tylko znać odpowiednie tendencje, by policzyć, jak wzrośnie zużycie ropy naftowej za 10 lat, o ile wzrośnie dochód narodowy, a wraz z nim inne parametry dotyczące jakości gospodarki i życia ludzi. Okazało się, że świat staje się coraz bardziej skomplikowany, a to za sprawą rewolucji naukowo-technicznej. Pojęcia tego już w latach 60. XX w. użył czeski filozof i socjolog Radovan Richta, by pokazać, że ludzkość wchodzi w nowy etap rozwoju, kiedy głównym paliwem dla gospodarki stanie się wiedza, a tym samym gwałtownie wzrośnie rola nauki i całej infrastruktury potrzebnej do produkcji wiedzy: od instytutów badawczych, przez uniwersytety, po szeroko rozumianą kulturę, która albo będzie sprzyjać innowacyjności, albo ją hamować. Richta liczył, że jego wnioski pomogą w reformie socjalizmu, który jednak okazał się niereformowalny. Podobnym co i Czech tropem podążył Daniel Bell, wybitny socjolog amerykański. W 1973 r. opublikował on przełomowe dzieło "The Coming of Post-Industrial Society" (Nadejście społeczeństwa poprzemysłowego). Wynika z niego jasno, że kłopoty z przyszłością wynikają głównie z faktu, że radykalnie zmieniła się teraźniejszość. Jak sobie jednak radzić ze światem coraz bardziej uzależnionym od techniki i nauki, skoro filozofowie nauki, z wielkim Karolem Rajmundem Popperem, twierdzą, że rozwoju nauki i techniki przewidzieć się nie da? Największą niewiadomą, niepoddającą się żadnym racjonalnym wyjaśnieniom ani prognozowaniu, jest bowiem fakt odkrycia naukowego lub innowacji technicznej. Nikt nie przewidział pojawienia się komputerów osobistych ani ich wielkiej późniejszej popularności. Zaskoczeniem okazała się eksplozja Internetu, podobnie jak telefonii komórkowej. Zgodnie z prognozami z lat 80. w 2000 r. miało być na świecie zaledwie około miliona abonentów telefonii mobilnej, a było ok. 700 mln. Dziś z komórek korzystają ponad 3 mld ludzi.