Chiny górują w dziedzinie infrastruktury twardej - drogi, lotniska, siły zbrojne. W Szanghaju jest więcej wieżowców niż w całych USA. Indie mają przewagę w software - szkolnictwo, system prawny, wolna prasa (choć wojska też nie brakuje), słowem free market democracy. Problem indyjsko-chiński określony został w języku hindustani hasłem Hindi Ćini bhai bhai (Hindus i Chińczyk są braćmi). Łatwiej porównać pojedynczego Indusa do Chińczyka niż społeczność Indusów do Chińczyków, bo Chińczycy to naród, a Indusi - narody. W Chinach mieszka ponad 40 mniejszości etnicznych, ale są to rzeczywiście mniejszości. Główna składowa społeczności chińskiej to Hanowie. W Indiach trudno znaleźć główną składową, jakiś dominujący naród. Hasło o chińsko-hinduskim braterstwie wymyślono w czasach socjalizmu indyjskiego (lata 50.), kiedy obydwa molochy budziły się do nowego życia. Chiny po wiekach feudalizmu, Indie po półtorawieczu zależności kolonialnej. Obudzone Indie sympatyzowały z komunizmem radzieckim i chińskim, ponieważ sympatyzowały z wszelkim komunizmem, w tym także swoim własnym, istniejącym i rządzącym do dziś w Bengalu Zachodnim, czyli w Kalkucie. Mocarstwa te nigdy ze sobą nie walczyły, jeśli nie liczyć krótkiej kampanii w czasach króla Kaniszki około 2 tys. lat temu oraz kilkudniowej wojny z powodu oddania Chinom przez Pakistan indyjskiej części Aksai Chin w Kaszmirze w 1962 r. W pierwszej wojnie zginęło trochę słoni i zamarzło trochę ludzi, bo na wojnę trzeba było iść przez Himalaje. W drugiej wojnie zginęło pięć osób, lecz Indie długo leczyły rany. Prawdziwych wojen nie było, za to dziś rywalizacja gospodarcza narasta w każdej dziedzinie. Gospodarczą stolicą Chin jest Szanghaj. Finansową stolicą Indii - Bombaj. Dwa magiczne miasta. Dwa różne porty lotnicze. Nowoczesny szanghajski Pudong i stary, z lat 50., ciasny, położony koło największych slumsów w Azji bombajski port lotniczy, który przyjmuje większość rejsów ze świata do Indii. Czyste korytarze w Pudongu i typowo indyjskie, z oblegającymi pasażera niechcianymi tragarzami walizek w Bombaju. Z lotniska do centrum Szanghaju (30 km) jedzie się 8 minut kupioną od Niemców najszybszą i najdroższą koleją magnetyczną na świecie. Z portu bombajskiego taksówką do najlepszego hotelu Taj Palace jedzie się - przez tłum żebraków i matek z nagimi dziećmi, które stukają do okien samochodu - półtorej godziny. Ale to pierwsze powierzchowne wrażenia. Bombaj niczego nie udaje, podczas gdy Szanghaj - tak. Wnętrza obydwu krajów są takie same. Bieda w Chinach może nawet i większa w interiorze, a podejście do higieny i środowiska naturalnego - takie samo. Indus jest śniady albo popielato-czarny, często siwy. Chińczyk - biały z kruczoczarną fryzurą. Obydwaj są umundurowani - Indus w dhoti, czyli sztukę pieluchowej bawełny na biodrach, serdak ze stójką i furażerką. Chińczyk - w garnitur. Obydwaj wierzą: Indus w 300 mln bogów. Chińczyk w Konfucjusza, Mao i supermocarstwową pozycję swego kraju. Indus potrafi narzucić sobie surową dyscyplinę wewnętrzną. Chińczyk potrafi żyć w narzuconej siłą dyscyplinie zewnętrznej, organizacyjnej. W kuchni indyjskiej prawie wszystko jest zakazane ze względów religijnych. W kuchni chińskiej dopuszczalne jest absolutnie wszystko z powodów praktycznych. Dlatego kuchnia indyjska jest monotonna, a chińska - bogata. Mentalność Indusa wiąże się z filozofią i medytacją. Mentalność Chińczyka to pozytywny stosunek do pragmatyzmu. Indus i Chińczyk to przekonanie do dwu najstarszych w świecie racji stanu. I dwu największych megalomanii. Więcej w najnowszym numerze "Polityki"