Szkoda, że to wtedy nie złożył stosownych i pełnych wyjaśnień. Więcej, szkoda, że przed ujawnieniem zawartości teczek nadal zdawał się dość wymijająco opowiadać o tym etapie swojego życia. Szkoda, że strona kościelna - w tym Stolica Apostolska i Komisja - od razu nie zajęła się wyjaśnieniem tej sprawy. To zapewne efekt przywiązania do zasady, że decyzje personalne należą do wyłącznej gestii hierarchów - tak silnego, że jakiekolwiek uwagi ze strony świeckich traktowane są jako próba nacisku. Ale też być może poczucia, że nikt nie poważy się lustrować namaszczonego przez Papieża hierarchy - a to z kolei może wynikać ze szczególnego statusu nietykalności, jaki wytworzył się wokół Kościoła w Polsce. Szkoda więc także, że władze państwowe - w tym IPN - nie odważyły się jednak dyplomatycznie przekazać Kościołowi zgromadzonej dokumentacji, kiedy nominacja była dyskutowana. Przecież nie prasowymi oskarżeniami opartymi na przeciekach suflowanych z IPN - i ocierającymi się o dziką lustrację - powinno się rozwiązywać tego typu kryzysy. Zresztą wciąż do wyjaśnienia pozostaje wiele: m.in. rozbieżności między zapewnieniami abpa, że nie zaszkodził nikomu podczas lubelskiego epizodu swej kariery, a notatkami funkcjonariuszy SB na ten temat. Choć zapewne nigdy nie dowiemy się, na przykład, czy bp Wielgus w pełni wyznał swe winy Papieżowi podczas watykańskich rozmów poprzedzających nominację. Ostateczna decyzja "co dalej?" wciąż należy do Kościoła. A ten od początków istnienia nie składał się wyłącznie ze świętych. Przeciwnie, grzech jest stałym elementem jego dziejów. Jakżesz trafna jest formuła: Święty Kościół grzesznych ludzi. Teraz jednak także hierarchowie będą musieli w pokorze budować swój autorytet. I pamiętać, że - właśnie wedle Kościoła - pokuta oczyszcza.