O przedłużeniu pobytu w schroniskach zadecydowały względy formalne - placówki w Chojnicach i w Gdańsku nie dostarczyły opinii dotyczącej ich podopiecznych. Wiele wskazuje na to, że los chłopców byłby inny, gdyby nie medialny rozgłos, gdyby nie decydowały uwikłania polityczne, i chęć pokazowego załatwienia sprawy. Jednak wydaje się, że ci akurat chłopcy nie są najlepszym obiektem do takiego pokazu. Wcześniej bowiem nie sprawiali poważniejszych kłopotów wychowawczych. Nie byli postrachem ani w szkole ani w okolicy, w której mieszkali. Na razie nie dowiedziono, że są zdemoralizowani, co by ich kwalifikowało do pobytu w miejscu, będącym de facto odpowiednikiem aresztu. Na pewno nie są aniołami. Na pewno ich postępowanie było naganne. Na pewno potrzebne są działania wychowawcze. Ale czy aż takie, jakie zastosowano? Problem tkwi w tym, że Ania nie żyje i całą winą za tę śmierć na starcie obarczono ową piątkę. Tymczasem samobójcza śmierć na ogół jest zjawiskiem o wielu przyczynach. Tu skoncentrowano się wyłącznie na jednej.