Bezwzględny Azjata z zimnym błyskiem w skośnych oczach - tak wyobrażamy sobie największego mongolskiego bohatera. W filmie "Czyngis-chan" w reżyserii Sergieja Bodrowa, wchodzącym właśnie na ekrany, główną rolę gra przystojny Japończyk (Tadanobu Asano). Jest to zgodne z japońską legendą, która mówi, że u schyłku XII w., w czasie wojen w Japonii, jeden z pokonanych wodzów zbiegł na kontynent i przepadł na wiele lat, w trakcie których... założył imperium mongolskie. Do Czyngis-chana, urodzonego między 1155 a 1167 r., przyznają się również Chińczycy, z dumą zaliczając go w poczet cesarzy. Tymczasem Temudżyn, bo tak do 1206 r. nazywał się Czyngis-chan, wcale nie miał typowo azjatyckich rysów twarzy, był wysoki, miał rude włosy i szare oczy. W dodatku wcale nie grzeszył odwagą ani nie lubował się w okrucieństwie. Pora obalić kilka mitów. "Tajna historia Mongołów", najważniejsza kronika mongolska, przytacza legendę rodu Bordżigin, z którego wywodził się Czyngis-chan. Jego praprababka Ałan Goa owdowiała i została sama z dwoma synami. Po śmierci męża powiła trzech synów. Starsi synowie byli oburzeni. Aby uciąć spekulacje, kobieta wyznała: "Każdej nocy wchodził do mnie siejący blask żółty człowiek, światłość zaś, którą rozsiewał, przenikała do mego łona, a kiedy mnie opuszczał, wypełzał po promieniu słońca lub księżyca na podobieństwo żółtego psa". Był to niezbity dowód na boskie pochodzenie jej trzech synów i jednocześnie rodu Czyngis-chana, ale już trzeźwo patrzący Raszyd ed-Din - wielki kronikarz i wezyr na dworze mongolskich chanów w Persji - twierdził, że tajemniczym rudzielcem był po prostu jakiś cudzoziemiec. To po nim kolejni antenaci Czyngis-chana mieli jaśniejsze włosy i oczy. W legendzie jest zatem ziarno prawdy. O jasnych włosach i oczach oraz słusznej posturze Temudżyna wspomina nie tylko Raszyd ed-Din, który rozmawiał z osobami pamiętającymi, jak wyglądał Wielki Chan, ale i znający go osobiście chińscy kronikarze dworscy. Ponieważ nie wiemy, gdzie został pochowany Czyngis-chan, i nie dysponujemy szczątkami kostnymi, które mogłyby zweryfikować informacje dotyczące jego pochodzenia, musimy wierzyć zachowanym tekstom. Ostatnio mongolski badacz prof. Dżangar z Uniwersytetu Mniejszości w Pekinie przeprowadził analizę zapożyczeń z języków indoeuropejskich w mongolskim i chińskim. Z jego badań wynika, że znana z "Tajnej historii Mongołów" legenda o wpływach z zachodu (a szczególnie z Persji) ma swoje uzasadnienie również w języku. Nie potrzeba jednak wyjaśnień lingwistycznych, by dowieść, że jasne oczy czy włosy nie są w centralnej Azji niczym niezwykłym. Wielkie wędrówki Indoeuropejczyków po Azji zaczęły się już pod koniec III tysiąclecia p.n.e. - część z nich poszła na południe (Ariowie), część na wschód, gdzie dotarli aż do Mongolii i Huang-ho. Obecność Europejczyków potwierdzają mumie z Kotliny Turfańskiej (autonomiczna republika Xinjiang). Nie tylko rysy twarzy, ale również tkaniny oraz przedmioty, z jakimi zostały pochowane, dowodzą europejskich korzeni. - Chińskie przekazy wspominają o istnieniu w Kotlinie Kaszgarskiej królestwa Hotanu, które założyli w VI w. p.n.e. irańscy Scytowie - mówi dr Jerzy Tulisow z Instytutu Orientalistyki Uniwersytetu Warszawskiego. - Aż do II w. p.n.e. w tym regionie kulturalnie dominowały ludy europejskie, a ich wpływy sięgały Mongolii centralnej, zamieszkanej przez skośnookie plemiona, stojące na niższym poziomie rozwoju społecznego i cywilizacyjnego. Być może Indoeuropejczycy przyczynili się też do powstania na tych terenach w III w. n.e. świetnie zorganizowanego państwa Hunów.