Jerzy Książek z Polskiego Centrum Mediacji, pytany o nowe przyczyny rozwodów, odpowiada z ironią: - Cudowna Irlandia. Potwierdzają to statystyki. Polską średnią wyraźnie ciągną w górę tzw. województwa odpływowe, w których emigracja zarobkowa jest popularna: lubuskie, gdzie rozpada się aż 52 proc. związków, dolnośląskie (49 proc.), zachodniopomorskie (44 proc). - Za PRL liczbę rozwodów determinowały wielkie budowy socjalizmu, takie jak Nowa Huta, gdzie pracowali mężczyźni ściągani z całej Polski. Lokowani w hotelach robotniczych, odseparowani od rodzin, łyknęli trochę miasta i nie chcieli już wracać do swoich wiejskich żon. Teraz, w globalnej wiosce, przy potężnych przepływach ludności, pokusy są o wiele większe. Samotni ludzie na emigracji zbliżają się do siebie, tworzą nowe związki albo ze względów koniunkturalnych wiążą się z autochtonami. Wracają do kraju tylko po to, by wziąć rozwód - opisuje Książek. Przypadek Ani jest klasyczny. Jej mąż Adam wyjechał dwa lata temu do Wielkiej Brytanii. Z pensją mechanika samochodowego nie mógł w kraju liczyć, że kiedyś zarobi na własne mieszkanie. Córeczka miała trzy lata, spodziewali się kolejnego dziecka. Mieszkanie z teściami stawało się coraz bardziej uciążliwe. Postanowili zaryzykować, na początek na rok. Udało się. Ze znajomością podstaw języka i prawem jazdy kategorii B dostał nieźle płatną pracę kierowcy. Tęsknili strasznie, zwłaszcza że zbliżał się termin porodu. Adam esemesował kilka razy dziennie, dzwonił co najmniej dwa razy w tygodniu. Po pół roku przyjechał po raz pierwszy do kraju zobaczyć synka. Długo rozmawiali, czy powinni to przedłużać, ale rosnące konto i perspektywa własnego domu przeważyły. Znów esemesy, o pierwszym ząbku, raczkowaniu, tęsknocie, ale z czasem jakby coraz rzadsze i bardziej lakoniczne. Emigracyjni koledzy Adama, którzy wpadali z wizytą do kraju, pytani o niego, dziwnie wykręcali się od odpowiedzi. Na poważnie zaniepokoiła się, gdy o połowę zmniejszyły się wpłaty na konto. Tłumaczył, że to przejściowe trudności, że musi tam wynająć nowe mieszkanie. Wreszcie esemes od "życzliwej": "zostaw go w spokoju, on ma nową rodzinę". Złapała za słuchawkę i docisnęła. Przyznał się. Od trzech miesięcy mieszka z "życzliwą", spodziewają się dziecka. Ania złożyła pozew o rozwód. Czeka ją batalia o alimenty. Może być ciężka. - W Irlandii, Wielkiej Brytanii funkcjonują już biura prawne zajmujące się także sprawami rozwodowymi, których pracownicy mówią po polsku i nastawieni są na obsługę emigracji. W imieniu swoich klientów twardo i stanowczo negocjują warunki rozstania - mówi mec. Wojciech Bergier, krakowski adwokat specjalizujący się w sprawach rozwodowych. Czytaj więcej w Polityce.