Nie musieliśmy płakać po śmierci Jana Pawła II, wystarczyło, że poczuliśmy koniec epoki. Wyszła właśnie po polsku książeczka "Papa Wojtyła. Pożegnanie", czołowego włoskiego watykanisty Marco Politiego, zbliżonego do lewicy. Nie należy on do bałwochwalców Jana Pawła II, choć nazywa go jedynym wielkim przywódcą światowym na przełomie tysiącleci. Umieranie Wojtyły zrobiło jednak na nim tak wielkie wrażenie, że nie wahał się o tym opowiedzieć z podziwem i wzruszeniem. I zakończyć przypomnieniem sceny, którą drugiego kwietnia 2005 r. obejrzały ze łzami w oczach setki milionów ludzi, zwolennicy i przeciwnicy nauk papieża: "Jan Paweł II kończy w braterstwie swój długi marsz, odnawiając przymierze między Papieżem a tłumami. W końcu trumna znika w świątyni, a powolny krok szwajcarów, w hełmach z pióropuszem i z halabardą przy boku, zamyka orszak. Karol Wojtyła przekracza próg wieczności". Skurczowi gardła towarzyszył niepokój: co dalej? Kto i jak wypełni pustkę po papieżu Polaku? Jak sobie będzie radził polski katolicyzm? Teraz niepokój zaczyna się materializować. Trzecią rocznicę śmierci Jana Pawła II będziemy obchodzić, unikając kluczowego tematu. Będą koncerty, sympozja i akademie, przemówienia i homilie, ale bez refleksji o stanie Kościoła w Polsce. Ani o tym, jak głęboki jest faktyczny wpływ Karola Wojtyły, kiedyś króla polskich serc i sumień i wielkiego orędownika Europy. A przecież nie ma podstaw do optymizmu. Poza sferą rytualno-symboliczną papieża Polaka jest coraz mniej. Na co dzień idzie w zapomnienie. Jego idee nie kształtują już życia Kościoła w Polsce i w świecie. Za deklaracjami wierności i kontynuacji rozwija się coraz bujniej całkiem inna rzeczywistość. Wypiera ona ze sfery publicznej i niszczy przesłanie Jana Pawła II.