Przypomnijmy: w 2002 r., na poprzednim Mundialu w Korei Płd., Polacy skończyli swoje występy w pierwszej fazie grupowych rozgrywek. W fatalny sposób przegrali wtedy z Koreą Płd. i Portugalią, wygrali tylko ostatni mecz z USA. Sprawili duży zawód. Potem naszym piłkarzom nie udało się zakwalifikować do finałów Euro 2004. W tymże roku na letnich Igrzyskach Olimpijskich w Atenach nasi sportowcy uzyskali najsłabszy w porównaniu z minionymi latami wynik i zdobyli tylko 10 medali. Obecnie - wbrew zapowiedziom, że wyjście z grupy to plan minimalny - ponownie odpadamy po wstępnej fazie rozgrywek. Olimpiady i Mundial są nie tylko najważniejszymi światowymi wydarzeniami, ale również konkretną miarą stanu sportu oraz kultury fizycznej danych krajów. O ile w poprzednim stuleciu byliśmy w czołówce usportowionych państw, o tyle na wstępie XXI wieku wyraźnie widać, że odstajemy nie tylko w rywalizacji i spadamy w dół, ale cofamy się w porównaniu z panującym u nas poprzednim stanem usportowienia młodzieży oraz sportu wyczynowego. Aby jeden mógł zwyciężać, stu powinno się ścigać, a tysiąc uprawiać sport - głosi święta zasada twórcy nowoczesnych igrzysk olimpijskich, Pierre'a de Coubertina. Tymczasem u nas - wręcz paradoksalnie, bo w przeddzień ostatniego meczu naszych piłkarzy na Mundialu - minister edukacji, wicepremier <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-roman-giertych,gsbi,1458" title="Roman Giertych" target="_blank">Roman Giertych</a>, w programie telewizyjnym "Warto rozmawiać" zapowiedział, że rozszerzenie lekcji historii odbędzie się kosztem uszczuplenia godzin wychowania fizycznego z czterech do trzech tygodniowo! A o te 4 lekcje w.f. walczono latami po to, aby nie rośli krzywi i garbaci, tylko sprawni i zdrowi. W szkołach ruszyła też akcja budowy sal oraz boisk i rzeczywiście jest już gdzie ćwiczyć. W szukaniu przyczyny niepowodzeń naszych piłkarzy na Mundialu będzie można oczywiście na suchej gałęzi powiesić Pawła Janasa czy prezesa PZPN Michała Listkiewicza, ale w niczym nie zmieni to sytuacji. Na sport ciągle jest za mało pieniędzy. W Polsce upadają kluby piłkarskie, a w Warszawie ostatnio zlikwidowano takie kluby, jak Skra czy Olimpia. Nie tylko na podwórkach, ale i w całych rozległych połaciach miast i miasteczek dzieciaki nie mają gdzie grać w piłkę nożną. W Warszawie ze świecą w ręku można szukać szkółki piłkarskiej, a z prowadzonych przez resort oświaty szkół mistrzostwa sportowego ze specjalizacją w piłce nożnej ostała się już tylko jedna, a było ich przecież kilkanaście. I nad tym trzeba się zastanowić, tu trzeba działać, zmienić na lepsze, a nie - jak po Atenach i zapewne teraz po Mundialu w Niemczech - szukać winnych, żeby ich postawić pod ścianą, a może nawet przed plutonem egzekucyjnym.