Heete i Herman Simmowie czekają na proces w Tallinie. On, wysoki rangą urzędnik ministerstwa obrony, sprzedawał Rosjanom estońskie i natowskie tajemnice wojskowe. Ona, prawniczka z dowództwa policji, pomagała inwestować pieniądze otrzymywane od obcych wywiadów. Jeśli potwierdzą się alarmujące przecieki z przesłuchań, to 61-letni Herman Simm będzie jednym z największych szpiegów, jakich wytropiono w szeregach Sojuszu Północnoatlantyckiego od końca zimnej wojny. - Opinie krążące o szkodliwości Estończyka nie są dramatycznie przesadzone - mówi dyplomatycznie pracownik kwatery NATO w Brukseli. Simm twierdzi, że Służbie Wywiadu Zagranicznego Rosji (SWR) pomagał ze strachu. Bał się, że Rosjanie ujawnią jego wieloletnie powiązania wpierw z KGB, a potem z SWR. Z KGB związał się podczas studiów milicyjnych w Moskwie. Dorabiał czarnorynkowym handlem, wpadł i w zamian za uniknięcie konsekwencji dyscyplinarnych oddał się pod opiekuńcze skrzydła KGB. Początki współpracy musiały rozczarowywać nowego adepta służb - wiódł życie zwykłego tallińskiego milicjanta, pozostawał tzw. śpiochem, czyli agentem, któremu wywiad nie przydziela żadnych zadań. SWR, która dostała Simma w spadku po KGB, przypomniała sobie o nim, gdy wszedł do kierownictwa estońskiego ministerstwa obrony.