Czy my jeszcze mamy jakąś politykę zagraniczną i czy polega ona obecnie tylko na zaniechaniach? Słyszę w Warszawie o ważnych międzynarodowych spotkaniach, na których brakuje przedstawicieli Rzeczpospolitej, choć potwierdzali przybycie i udział w dyskusji. Albo o spotkaniach, na które podsyła się ludzi z łapanki, całkiem przypadkowych i niezorientowanych. Że partie rządzące mają kłopoty kadrowe, to widać, słychać i czuć, ale w polityce zagranicznej sprawa robi się naprawdę poważna. Wygląda na to, że ciężar i sztuka rządzenia państwem przerasta możliwości i zdolności obecnej koalicji. Może czas poprosić o pomoc - na przykład Władysława Bartoszewskiego lub Bronisława Geremka? Przyznanie się, że kancelaria prezydenta nie daje rady, to mniejsze zło niż potęgowanie w kraju i świecie wrażenia, że Polska zamyka się w jakiejś "splendid isolation", na którą ani nas nie stać, ani nie ma społecznego przyzwolenia.