Bierut pojechał do Moskwy na XX Zjazd KPZR. Od dawna chorował. W grudniu 1955 r. przeszedł zapalenie płuc. Pojawiły się powikłania. W Moskwie zapadł na grypę. Jego stan zdrowia z godziny na godzinę pogarszał się. W ściśle tajnym raporcie czytamy: "Biuro Polityczne zawiadamia, że po przebytym ciężkim zapaleniu płuc (powtórnym) u towarzysza Tomasza (taki pseudonim nosił Bierut - przyp. red.) w dniu 11 marca nastąpiły poważne komplikacje sercowe, które według wstępnych orzeczeń lekarskich wymagać będą wielotygodniowego, intensywnego leczenia". Niewykluczone, że pogorszenie nastąpiło po wysłuchaniu tajnego referatu Nikity Chruszczowa, piętnującego zbrodnie Stalina (patrz "Wielka rewolucja referatowa", POLITYKA 6). Edward Ochab, następca Bieruta na stanowisku I sekretarza PZPR, opowiadał Teresie Torańskiej, że referat ten wstrząsnął towarzyszem Tomaszem. Nic dziwnego. Przywódca ZSRR zburzył mit Wielkiego Budowniczego Socjalizmu. Przyczyniło się to do erozji wiary w słuszność i sprawiedliwość komunistycznego porządku. Choć autor referatu ani słowem nie wspomniał o przywódcach krajów satelickich Związku Radzieckiego, to jednak było jasne, że uderzając w mit Stalina podważał również tytuły do rządzenia jego wiernych uczniów. Nie można się więc dziwić, że w żadnym z krajów bloku, poza ZSRR i Polską, treść referatu Chruszczowa nie została ujawniona. Niewykluczone, że w Polsce byłoby podobnie, gdyby nie śmierć Bolesława Bieruta. Jeszcze zanim nastąpiła, Biuro Polityczne KC PZPR zdecydowało o zwołaniu narady centralnego aktywu, aby przedstawić członkom partii referat Chruszczowa. Stenogramy z narady przekazano choremu Bierutowi. Chruszczow zwierzył się później jednemu z członków polskiego kierownictwa, Stefanowi Staszewskiemu, innemu rozmówcy Torańskiej: "My byliśmy chorzy, ja byłem chory i Bierut był chory, leżeliśmy w łóżkach i stale do siebie telefonowaliśmy". W tym miejscu Chruszczow z dumą podkreślił: "Tylko ja byłem wtedy twardy, a on słabowity, więc ja wyzdrowiałem, a on umarł, właśnie go pochowaliśmy. I było tak, że Bierut otrzymywał codziennie stenogramy z posiedzenia, które wyście tutaj zorganizowali, był przerażony tym, co się dzieje, telefonował do mnie, składał relacje i cytował mi również wasze wystąpienia. (...) Towarzysz Bierut w okresie choroby tak się tym przejął, że dostał w pewnym momencie zawału". Zgon nastąpił o godz. 23.35. Jak wykazała sekcja zwłok, decydujący okazał się zakrzep tętnicy płucnej. Polacy dowiedzieli się o śmierci następnego dnia rano. Byli zaskoczeni. W raporcie, którego treść polski kontrwywiad znał dzięki złamaniu szyfru bądź przeciekowi, ambasador Francji donosił z Warszawy: "Dzisiaj rano miasto było bardzo spokojne i wiadomość nie wywołała żadnej spontanicznej reakcji prócz ciekawości. Wokół sprzedawców gazet formowały się małe grupki osób komentujących wydarzenie. Mówiono mi już, że Sekretarz Generalny Polskiej Partii zostawił po sobie niewiele żalu i że z ironią wyrażano się o umiejętnościach medycyny rosyjskiej". Maria Dąbrowska zapisała w swoim dzienniku: "Trzeba rzadkiej wierności sługi, aby umrzeć w tym samym miejscu i miesiącu, co jego pan. Łza żadna po tym człowieku z polskich oczu nie spłynie".