Harcmistrz Waldemar Kowalczyk, komendant Chorągwi Stołecznej ZHP, w sprawach harcerskich nieruchomości nie ma zaufania do nikogo: jeśli ktoś się interesuje ich losami, po prostu musi być nasłany. Albo przez chcących je przejąć za bezcen deweloperów, albo przez kogoś z Głównej Kwatery ZHP, która według Kowalczyka chciałaby uniemożliwić stołecznym harcerzom sprzedaż nieruchomości i sama położyć łapę na zyskach. Zwierzchnikiem warszawskich harcerzy Kowalczyk jest od ponad 15 lat. Od jakiegoś czasu rządzi Chorągwią wespół ze swoim przyjacielem podharcmistrzem Jackiem Bobowiczem. - Kiedyś działali razem w 37 Wodnej Drużynie Harcerskiej Szmaragdowa. Gdy Kowalczyk został komendantem Chorągwi, pociągnął za sobą do komendy przyjaciela. Bobowicz został skarbnikiem Chorągwi, a jego żona księgową - mówi wieloletni instruktor stołecznego ZHP. Na stronie internetowej Chorągwi Kowalczyk deklaruje, że "na zajmowanej funkcji oczekuje od siebie skuteczności wszelakiej". Przyznaje, że gdy został komendantem, za główny cel postawił sobie przejęcie na własność harcerstwa użytkowanych dotąd przez tę organizację nieruchomości, m.in. na warszawskim Cyplu Czerniakowskim.