Wakacje 1988 r. nie były czasem relaksu dla politycznej elity PRL. Szef partii komunistycznej Wojciech Jaruzelski i jego współpracownicy rozumieli już, że polityka, którą prowadzili od 13 grudnia 1981 r., poniosła fiasko. Nie udało się naprawić realnego socjalizmu i wyprowadzić kraju z kryzysu gospodarczego, w którym tkwił od końca lat siedemdziesiątych. Społeczeństwu pozbawionemu swobód demokratycznych władza nie potrafiła zaoferować w zamian materialnej stabilizacji, nie mówiąc już o dobrobycie. Nieudolnie wprowadzana połowiczna reforma gospodarki załamała się na przełomie kwietnia i maja 1988 r. w wyniku fali protestów. Strajkowa wiosna przyniosła odrodzenie obywatelskich aspiracji symbolizowanych przez Solidarność. Ruch, na czele którego stał Lech Wałęsa, przybierał na sile. Przywódcy PZPR powoli dochodzili do przekonania, że nie ma innej drogi wyjścia niż porozumienie z solidarnościową opozycją. Nasz prezydent, wasz premier Jak mogło wyglądać takie porozumienie? 10 sierpnia Jerzy Urban, Władysław Pożoga i Stanisław Ciosek, doradcy generała Jaruzelskiego, przedstawili mu memoriał w tej sprawie. Punktem wyjścia było ich przeświadczenie o nadciągającym upadku ekipy rządzącej. "W tej chwili nasze aktywa sprowadzają się do poparcia radzieckiego. Ono jednak musi osłabnąć i nawet zaniknąć w miarę, jak okaże się nieskuteczność naszych działań. Zjawisko rozczarowania Moskwy przypieczętowujące nasz koniec może się pojawić w rezultacie jesiennej fali strajków" - przewidywali. Jedynym ratunkiem jest podział władzy i wciągnięcie umiarkowanej opozycji i ludzi Kościoła do współodpowiedzialności za rządzenie. Partia nie może nadal zachować w ręku całej władzy - tłumaczyli. Trzeba więc przystać na jej podział "na tyle wcześnie, aby móc zabezpieczyć pozycję dominującą PZPR" w nowym modelu politycznym. Propozycje zmian w ustroju państwa odwoływały się do wcześniejszych koncepcji tych samych autorów: silna prezydentura według modelu francuskiego dla szefa PZPR; Senat w składzie: 1/3 partia i jej sojusznicy, 1/3 umiarkowana opozycja różnych odcieni, 1/3 neutralne politycznie osobistości; Sejm z blisko 40-proc. udziałem opozycji i bezpartyjnych. Najdalej idącym pomysłem było postawienie na czele rządu koalicyjnego przedstawiciela opozycji. Zdaniem Urbana i jego towarzyszy dobrym kandydatem był profesor ekonomii Witold Trzeciakowski, cieszący się zaufaniem Kościoła i Solidarności. Opozycja miałaby w tym gabinecie cztery teki, natomiast PZPR obydwu wicepremierów. Ten tzw. rząd porozumienia narodowego powinien być powołany na rok - do wyborów w 1989 r. Zalecano też szybkie zorganizowanie rozmów Okrągłego Stołu w sprawie pluralizmu stowarzyszeń. Hojność oferty politycznej miała wynagrodzić odmowę uznania Solidarności. Doradcy Jaruzelskiego dopuszczali jedynie udział działaczy niezależnego związku w radach zakładowych. Dla Lecha Wałęsy przewidywali miejsce w Senacie. Przedstawiona w przededniu kolejnego wybuchu społecznego koncepcja "zespołu trzech" dowodziła przełomu dokonującego się w myśleniu czołówki PZPR. Ofertę pod adresem opozycji, jaka pojawiła się w sierpniowym memoriale, można określić parafrazując słynną propozycję Adama Michnika z lipca 1989 r. - "Nasz prezydent, wasz premier". Doradcy Jaruzelskiego nie zamierzali jednak oddawać władzy. Wybierany za pomocą elektorów prezydent miał gwarantować dominację komunistów w nowym układzie. "Trzeba zachować w ręku wszystkie posiadane instrumenty siły" - podkreślano. Była to więc koncepcja inkorporacji przedstawicieli opozycji do zmodyfikowanego systemu sprawowania władzy, w którym kluczowe pozycje - poza tymczasowym zresztą premierem - pozostawały w rękach PZPR. Czy ta oferta zostałaby przyjęta - można wątpić. Tak czy inaczej, nigdy nie została wysunięta. Jeśli dla Solidarności było to za mało, to dla generała Jaruzelskiego - na tym etapie - o wiele za dużo. Druga fala 15 sierpnia nadeszła druga już w 1988 r. fala strajków. W przeciwieństwie do wydarzeń majowych, teraz działacze Solidarności byli organizatorami protestów i nadawali kierunek stawianym przez robotników żądaniom. Postulat przywrócenia pluralizmu związkowego i legalizacji Solidarności znalazł się na czele listy ułożonej w kopalni Manifest Lipcowy, która zastrajkowała jako pierwsza. Wkrótce strajkowa fala objęła inne regiony kraju. Pierwsze reakcje władz były rutynowe: nigdzie nie podjęto negocjacji, strajkujące zakłady otoczyła milicja, a prokuratury rozpoczęły śledztwa. Jednak nastroje komunistycznej wierchuszki były pod psem. "Nasze położenie jest gorsze niż po wprowadzeniu stanu wojennego. (...) Doprawdy, nie wiem, jak my się z tego wygrzebiemy" - zanotował 17 sierpnia w swoim dzienniku Mieczysław Rakowski. 20 sierpnia zwołano nadzwyczajne posiedzenie Komitetu Obrony Kraju. Sytuację oceniono jako krytyczną - przewidywano rozszerzanie się strajków. Szef MON generał Florian Siwicki zameldował, że siły zbrojne wraz z MSW przystąpiły do przygotowania wprowadzenia stanu wyjątkowego. Partia chciała być gotowa na każdą okazję. 19 sierpnia na wiecu w Stoczni Gdańskiej Lech Wałęsa zapowiedział rozpoczęcie strajku 22 sierpnia, o ile nie zostanie spełniony postulat przywrócenia Solidarności. Na ten sam dzień początek protestu wyznaczyła Huta im. Lenina. Stoczniowe hasło z maja 1988 r. "Nie ma wolności bez Solidarności" - nabrało ogólnopolskiego zasięgu. 19 sierpnia doradcy Lecha Wałęsy, profesorowie Bronisław Geremek, Andrzej Stelmachowski i Andrzej Wielowieyski, zebrani w Klubie Inteligencji Katolickiej, zastanawiali się, jak doprowadzić do rozmów między rządem i strajkującymi. Postanowiono spróbować szczęścia u sekretarza KC Józefa Czyrka, którego znano z ubiegłorocznej wizyty w klubie. Po kilku bezowocnych telefonach prof. Stelmachowskiego w sobotę 20 sierpnia Czyrek sam oddzwonił. Stelmachowski nawiązał do projektu Okrągłego Stołu, ogłoszonego w innym kontekście przez Jaruzelskiego w czerwcu. "Czy pan nie sądzi, że byłby najwyższy czas taki stół uruchomić?" - zapytał.