O zwycięskim finale drugiej wojny światowej przesądziło trzech ludzi, którzy ukształtowali świat na następne półwiecze. Churchill i Roosevelt zostali wyniesieni na szczyty władzy w swych krajach przez procedury demokratyczne, droga Stalina do władzy usiana była trupami i zlana krwią. Ich cele wojenne były diametralnie odmienne. Roosevelt dążył do przebudowy świata, utworzenia międzynarodowej organizacji przekreślającej możliwość nowej wojny. Szczególną odpowiedzialność ponosić mieli czterej policjanci, czyli Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Związek Radziecki i Chiny. W tak urządzonym świecie nie było miejsca dla kolonializmu, ale w tej kwestii poglądy Roosevelta różniły się od poglądów Churchilla, który oświadczył, że nie został mianowany po to, by nadzorować likwidację Imperium Brytyjskiego. Były oczywiście i inne różnice. Churchill uważał pomysły Roosevelta za mrzonki, samemu czyniąc wszystko, by zapewnić po wojnie równowagę sił na kontynencie, co było od wieków podstawowym kanonem polityki brytyjskiej. Podczas jednej z rozmów ze Stalinem podał mu kartkę z określeniem procentowego podziału wpływów w państwach Europy Wschodniej. Stalinowi propozycja się spodobała i ze zrozumieniem odniósł się do sugestii brytyjskiego premiera, aby nie wspominać o tym amerykańskiemu prezydentowi. To bardzo charakterystyczne, że ci zachodni mężowie stanu podejmowali próby własnej gry ze Stalinem. Lektura "Aliantów" potwierdza przekonanie, że obaj nie rozumieli radzieckiego przywódcy. Tak naprawdę dopiero tzw. długi telegram, wysłany z Moskwy do Waszyngtonu przez amerykańskiego charge d'affaires George'a F. Kenana 22 lutego 1946 r., a więc kilka miesięcy po zakończeniu wojny, dał podstawy nowej amerykańskiej polityki. W liczącej 8 tys. słów depeszy amerykański dyplomata analizował radziecki sposób widzenia świata. Pisał, że na Kremlu postrzega się świat jako podzielony na dwa obozy - socjalistyczny i kapitalistyczny. Nie jest możliwa pokojowa koegzystencja pomiędzy nimi. Przeciwnie, Moskwa będzie czynić wszystko, co w jej mocy, by wzmocnić obóz socjalistyczny i osłabić obóz kapitalistyczny. Ale to było później. W czasie wojny zachodni partnerzy niewiele wiedzieli o intencjach Stalina. Stąd przekonanie Churchilla, że gdyby mógł raz w tygodniu spotykać się ze Stalinem na kolacji, "w ogóle nie byłoby problemów". Roosevelt zaś powiedział brytyjskiemu premierowi: "potrafię poradzić sobie ze Stalinem lepiej niż twoje Ministerstwo Spraw Zagranicznych czy mój Departament Stanu. Stalin... lubi mnie bardziej i mam nadzieję, że tak pozostanie". Przypomina to rozmowy podlotków. Stalin musiał się nieźle bawić tymi zalotami, lecz nie wiemy, co tak naprawdę myślał. Nadal historyk dysponuje w tej kwestii jedynie strzępami źródeł. W każdym razie to właśnie Stalin zrealizował wszystko to, co chciał. Uzyskał zgodę na wchłonięcie krajów bałtyckich i części terytorium Polski, na stworzenie strefy bezpieczeństwa z podporządkowanych Moskwie państw Europy Wschodniej z oparciem o linię Łaby. Nie wspominając o Wyspach Kurylskich, Sachalinie, Korei Północnej. O swoich partnerach mawiał: "Churchill jest gotów sięgnąć ci do kieszeni choćby po kopiejkę. Roosevelt taki nie jest. Interesują go tylko większe monety".