Już tylko rozum podpowiada, że w tamtą czerwcową niedzielę dokonał się przełom i trzeba się cieszyć. A emocje, choć to właśnie one powinny skłaniać do świętowania, przenicowane polityką, niweczą tę radość. III RP, zmęczona reformami, budowaniem dalekiego od ideałów pierwszej Solidarności kapitalizmu, nie dorobiła się własnej legendy. Jej obraz malują głównie wrogowie, a obrońcy są zniechęceni koniecznością tłumaczenia rzeczy ich zdaniem oczywistych. Krytycy stwierdzają, że cały przełom sprowadził się do tego, że z epoki pseudorówności bez wolności przeszliśmy do etapu pseudowolności bez równości. Tak się składa, że najbardziej radykalni krytycy PRL najmniej zarazem doceniają przełom 4 czerwca, przyrównują III RP do dawnego reżimu, mówią o PRL-bis. Nie zdają sobie sprawy, że dezawuując polską transformację, zapewne wbrew swej woli dowartościowują właśnie Polskę Ludową. Skoro tak niewiele się zmieniło, to i za PRL nie było tak tragicznie... Na rocznicy 4 czerwca odbiło się piętno późniejszych politycznych walk, personalnych animozji, prawdziwych i wyolbrzymionych afer. Sami trochę przestaliśmy wierzyć w tamten entuzjazm, w wizyty w warszawskiej kawiarni Niespodzianka, w gorączkowe poszukiwanie egzemplarzy "Gazety Wyborczej", w magię uścisku ręki Lecha Wałęsy z plakatów wszystkich kandydatów Komitetu Obywatelskiego. Mariusz Janicki, Wiesław Władyka