Może będzie nowocześnie i bogato, ale stracimy narodowe dobro: dzikie, rzeźbione morzem plaże. Potrzebny jest zatem pomysł, koncepcja i plan walki z żywiołem budowania. Wkrótce straty będą nie do odrobienia. Początek sezonu był rewelacyjny, zabukowane prawie wszystkie miejsca, po raz pierwszy mieliśmy w czerwcu obłożenie - opowiada Robert Skraburski, wójt Rewala, gminy, która ma aż sześć miejscowości plażowych. - No ale teraz zaczynamy się obawiać, że sukces zgaśnie. Tak długo wieje i leje, że ludzie zaczęli szukać pretekstów, by skrócić pobyt. Ale sklepy i kawiarnie są zadowolone, bo przy gorszej pogodzie ludzie tam zostawiają więcej pieniędzy. W nocy z 5 na 6 lipca powiał północno-zachodni wiatr - 10 w skali Beauforta. Morze wdarło się na rewalskie plaże i zmyło sportowe miasteczko - trybuny, boiska, letnie szkoły sportowe. Trzeba było ustawiać wszystko od nowa. Co sezon planujący wyjazd na Wybrzeże grają z pogodą w ruletkę. Ale jeśli spojrzeć na dane Instytutu Turystyki w Warszawie z ostatnich kilku lat, wygląda na to, że nasze chłodne i kapryśne morze ma wiernych fanów (co roku 2,5?2,9 mln dorosłych gości). Krzysztof Łopaciński, dyrektor Instytutu Turystyki, uważa, że ze względu na inne atrakcje aniżeli plażowe turyści przyjeżdżający nad Bałtyk coraz częściej wolą przebywać w rejonie większych miast. Druga obserwacja dotyczy długości sezonu. Łopaciński uważa, że sezon, wbrew tęsknotom za wydłużeniem, wbrew różnym wysiłkom w praktyce się skraca. Goście chcą rozrywek, a samorządy nie mają dość pieniędzy, by nasycić nimi z równą intensywnością dłuższy okres, więc mało który amator morza przyjeżdża tu po 20 sierpnia. Z obserwacji poczynionych przez dziennikarzy "Polityki" przy okazji naszych rankingów kąpielisk wynika, że początek sezonu też się przesuwa w stronę 6-10 lipca i coraz trudniej spotkać kąpielisko, które pełną gotowość do sezonu prezentuje już 1 lipca. Prawdziwy sezon trwa więc tylko 6-7 tygodni. Czytaj więcej w "Polityce".