Od 10 lat Ameryka ma kobiety sekretarzy stanu (Madeleine Albright, Condoleezza Rice), które tylko trzy szczeble dzielą od najwyższej władzy w kraju. Od trzech miesięcy pierwsza kobieta przewodniczy Izbie Reprezentantów (Nancy Pelosi), czyli jest o dwa kroki od prezydentury. To tylko ukoronowanie masowego kobiecego awansu w polityce. Jeszcze 15 lat temu w amerykańskim Senacie zasiadały raptem dwie kobiety - jedną z pierwszych była "nasza" Barbara Mikulski - a po ostatnich wyborach jest ich tam 16 (na 100 senatorów). W Izbie Reprezentantów mandaty sprawuje 71 distinguished ladies, nadal zdominowanych przez dystyngowanych dżentelmenów - podobnie jak w Senacie stanowią tam około 16 proc. - ale już nie tak bardzo jak 20?30 lat temu. W legislaturach stanowych mają jeszcze silniejszą reprezentację - 1734, czyli 23,5 proc. wszystkich ustawodawców. Od 1971 r. liczba kobiet w parlamentach stanowych zwiększyła się ponad pięciokrotnie. Przeważająca większość ustawodawców płci żeńskiej to, jak łatwo odgadnąć, demokratki. Postęp w rozbijaniu szklanego sufitu następuje też w środowisku akademickim. Wprawdzie tylko 20 proc. wyższych uczelni kierowanych jest przez kobiety, ale już na osiem uniwersytetów elitarnej Ligi Bluszczowej rządzą one aż czterema. Ostatnio pierwszym w historii rektorem (w USA: prezydentem) najbardziej prestiżowego uniwersytetu Harvarda została Drew Gilpin Faust (nomen omen, ale po mężu), profesor historii i była dyrektor studiów kobiecych na University of Pennsylvania. Drogę do jej nominacji utorowała głośna dymisja Lawrence'a Summersa, wybitnego ekonomisty i byłego ministra skarbu, który w przypływie lekkomyślności powiedział, że kobiety tak rzadko stoją na czele wydziałów inżynierii i nauk ścisłych, ponieważ genetycznie nie dorównują w tych dziedzinach mężczyznom. Feministki liczą, że sukces profesor Faust stanie się kolejnym przełomowym momentem i ułatwi awans innym kobietom. Na razie rady nadzorcze uniwersytetów, wybierające rektorów, są jednak zdominowane przez mężczyzn, zwłaszcza na uczelniach prywatnych, gdzie paniom trudniej się przebić niż na publicznych. To się jednak musi w końcu zmienić, bo na amerykańskich uczelniach studiuje dziś więcej studentek (57 proc.) niż studentów i na niższych szczeblach kadry naukowej kobiet przybywa.