Po wczorajszym przesłuchaniu przed sejmową Komisją Finansów Publicznych oraz przychylnych deklaracjach koalicjantów PiS znikły ostatnie wątpliwości. Sławomir Skrzypek, p.o. prezesa PKO BP i jeden z najbliższych współpracowników braci Kaczyńskich, mimo braku dorobku naukowego i skromnego, jak na takie stanowisko wykształcenia ekonomicznego, najpewniej zostanie kolejnym prezesem NBP. Jego kadencja potrwa 6 lat. Sześć lat to dużo, żeby się nauczyć nowego, niebanalnego zawodu i równie wiele czasu, żeby różne rzeczy - mając takie możliwości - w finansach państwa popsuć. Dzisiaj trudno przesądzać, którą z tych dróg pójdzie nowy prezes. Podczas sejmowych przesłuchań, co na razie nie dziwi, był mało przekonujący i wiarygodny, mówił oczywistości (chce być niezależny, transparentny, wiarygodny i merytoryczny), unikał także szczegółów, ale też niczym specjalnym nie zbulwersował i nie przestraszył. To pierwsze koty za płoty. Od strony merytorycznej Sławomir Skrzypek jest dzisiaj nie zapisaną kartą. "Nie przewiduję - powiedział - żadnych gwałtownych, nieprzewidzianych, niezrozumiałych zmian w polityce pieniężnej". Jeśli słowa dotrzyma nie będzie już źle.