Ten wzięty publicysta magazynu "Time" oraz dzienników "Wall Street Journal" i "New York Times" opowiada w swym bestsellerze ("The next 100 years"), jak to najpierw pękną Chiny, udławione nierównomiernym rozwojem, potem Rosja, która zmurszała w swej coraz bardziej anachronicznej monokulturze gospodarczej przegapi przejście USA od ropy naftowej i gazu ku energii solarnej. Europa atlantycka - Niemcy i Francja - zdziadzieje w swej emerytalnej mentalności. A prym na Starym Kontynencie będzie dzierżyć nowa Europa, czyli to nasze wyśnione Międzymorze, z bazami marynarki wojennej w Rijece i Grecji, graniczące na Bałkanach i na Ukrainie - jak w XVII w. - z wielką Turcją, która - odrzucona od UE - ponownie zawładnie światem muzułmańskim od Egiptu po Arabię Saudyjską i Afganistan. 24 listopada 2050 r. w Thanks-giving Day wybuchnie wojna światowa. Gdy Amerykanie będą oglądać mecze lub trawić świąteczne indyki, Japonia dosłownie z Księżyca zaatakuje amerykańskie satelitarne bazy łącznościowe, a następnie zdziesiątkuje amerykańską flotę. Równocześnie w Europie Turcja ruszy na polski blok. Dzięki precyzyjnym i hiperszybkim robotom ta wojna nie będzie totalna. Wszystkie strony konfliktu będą dysponowały bronią nuklearną i dlatego jej nie użyją. Celem działań wojennych nie będzie zniszczenie ludności cywilnej przeciwnika, lecz wytrącenie mu broni z ręki i zmuszenie do zawarcia niekorzystnego pokoju.