Największą odpowiedzialnością za Monachium obciąża się, i słusznie, brytyjskiego premiera Neville'a Chamberlaina, który firmował politykę tzw. appeasementu (zaspokajania, ugłaskania) w stosunku do hitlerowskich Niemiec. Pamięć bowiem o wojnie przerażała społeczeństwa angielskie i francuskie i wielu polityków tych krajów, na czele z byłym premierem Lloydem George'em, uważało, że drobna korekta postanowień traktatu paryskiego z 1919 r., który upokarzał Niemców, warta była zachowania pokoju. Tymczasem w marcu 1938 r. Austria entuzjastycznie witała niemieckie wojska, a wkrótce potem okazało się, że tak samo gorące pragnienie przyłączenia się do Rzeszy żywią Niemcy zamieszkujący znaczne obszary zachodniej Czechosłowacji (Sudety); na tych terenach stanowili bezapelacyjną większość, a przy tym entuzjastycznie popierali nazistowską Sudetendeutsche Partei, głośno domagającą się od führera uwolnienia spod czeskiego jarzma. Czechosłowacja była państwem związanym sojuszami wojskowymi z Francją i Związkiem Radzieckim. Oba te kraje zobowiązały się do zbrojnej pomocy w wypadku najazdu na jej terytorium. Widząc bierność zachodnich dyplomatów i rozumiejąc pogróżki Hitlera, Czesi już w maju 1938 r. zmobilizowali swoją armię, licząc, że w ten sposób ożywią chwiejnych sojuszników. Francja i Wielka Brytania zaczęły jednak namawiać Czechów do przyznania sudeckim Niemcom jakiejś autonomii. Integralność terytorialna szybko przestała być priorytetem - w końcu jeszcze dwadzieścia lat wcześniej Czechosłowacji nie było na mapach, a pretensje do jej terytorium zgłaszały też Polska i Węgry. Wyrażany przez kanclerza Hitlera niepokój o los jakoby prześladowanych rodaków narastał z tygodnia na tydzień i wkrótce zaczęło to już pachnieć wojną. W razie jej wybuchu Francja musiałaby - żeby nie stracić twarzy - stanąć po stronie Czechów, ale tylko pod warunkiem otrzymania pomocy od Brytyjczyków. Wszystko zależało więc od tych ostatnich i Chamberlain postanowił rozegrać tę sprawę po swojemu. Jego tzw. plan Z polegał na tym, że w cztery oczy dogada się z Hitlerem. Poleciał do Niemiec sam, bez dyplomatów i tłumaczy, z propozycją zorganizowania w Sudetach plebiscytu, dzięki czemu można by przekazać Niemcom pograniczne tereny legalnie, demokratycznie i bez utraty twarzy. Hitler przyjął go w towarzystwie sztandarów i oddziałów SS, a potem znaleźli się sam na sam w górskiej rezydencji w Berchtesgaden. Wódz nie chciał rozmawiać o procedurach, nie chciał dostać Sudetów z łaski jakiejś międzynarodowej komisji arbitrażowej; chciał, żeby Zachód skłonił Czechów do natychmiastowego spełnienia jego żądań. Jednak Chamberlain był dobrej myśli i po spotkaniu napisał do siostry, iż "miał wrażenie, że jest to człowiek, na którego można liczyć, jeśliby dał swoje słowo". Czesi w zasadzie już zgodzili się na pewne koncesje terytorialne, ale Hitler zażądał więcej i oświadczył, że nie może czekać dłużej niż do 1 października. Do tego czasu premierzy Francji i Wlk. Brytanii, w towarzystwie Mussoliniego - uszczęśliwionego, że się go traktuje jako członka wielkiej czwórki - przystali na wszystko, czego żądał führer. Po północy z 29 na 30 września 1938 r. podpisano w Monachium porozumienie, w wyniku którego Czesi powinni przekazać Niemcom żądane przez nich tereny w ciągu 10 dni. Pozostawiona sama sobie Czechosłowacja pogodziła się z tą decyzją, skoro jej sojusznicy - jak to ujął w swym przemówieniu brytyjski premier - nie wyobrażali sobie, czemu mieliby prowadzić wojnę "z powodu kłótni w dalekim kraju, z narodem, o którym nic nie wiemy".