Za czasów PRL był taki dowcip: do warsztatu samochodowego przyjeżdża kierowca. Silnik ledwo ciągnie, biegi nie chcą wchodzić. Majster po wysłuchaniu listy narzekań bierze młotek, podchodzi do auta, pochyla się i lekko stuka. Wszystkie niedomagania ustępują. Auto jest jak nowe, właściciel zachwycony. Mina mu jednak rzednie, gdy słyszy, że za usługę należy się 105 zł. Za jedno stuknięcie młotkiem?! - oburza się. - Nie, za stuknięcie tylko pięć złotych - wyjaśnia fachowiec. - Ale za to, że wiedziałem, gdzie stuknąć, sto. Choć od tamtych czasów wiele się zmieniło, a młotek został wyparty przez komputer, jednak problem - gdzie stuknąć - jest nadal aktualny. Może nawet bardziej niż w czasach, gdy samochody dzieliły się na Fiaty duże i małe. O prawo do stukania i wiedzę, gdzie stuknąć, toczy się dziś wielka wojna między europejskim przemysłem samochodowym a niezależnym sektorem usług serwisowych.