Po pierwsze stąd, że rządzący bracia zawierali wiele dżentelmeńskich umów, że przypomnę tylko umowy z pp. Giertychem, Lepperem, Sikorskim, Kaczmarkiem, Marcinkiewiczem, Wildsteinem oraz innymi dżentelmenami. Wiele z nich w świetle jupiterów, a nie w cztery oczy. Dziś widać, ile te umowy były warte. Zawarli też umowy z wyborcami, ale o tym zamilczę. Po drugie, rozbawienie stąd, iż premier mimo woli potwierdził wersję Tuska, że porozumienia w sprawie niepowołania komisji śledczej (przynajmniej przed wyborami) panowie nie zawarli. Miałem co do tego wątpliwości, sądziłem, że Tusk kręci (pamiętajmy, że zaraz po rozmowie z prezydentem nie był zdecydowany na komisję przed wyborami, potem zmienił zdanie, bo zorientował się, że ta ugoda może go kosztować utratę głosów w wyborach). Teraz premier okrężną drogą potwierdza, że żadnej dżentelmeńskiej umowy i słowa honoru w/s komisji nie było, była tylko "naturalna konsekwencja", wszystko odbywało się na zasadzie "pan wie, a ja rozumiem". Każdy dżentelmen interpretował rozmowę i słowo honoru po swojemu. Niedawno podobnie było w Brukseli, skąd nasi wrócili przekonani, że uzyskali prawo blokowania przez Polskę decyzji przez dwa lata, a potem okazało się inaczej. Dżentelmeńskie porozumienie w Brukseli było jednak zawierane nad ranem, po długich negocjacjach i to w dodatku w obcych językach, które nie każdy dżentelmen zna. W pałacu prezydenckim było inaczej, a skutek jest podobny. Poczekajmy aż dżentelmeni wyciągną taśmy z tej rozmowy w cztery oczy, bo że uszu było więcej niż oczu, to chyba nie wątpi nikt. Dżentelmen bez dyktafonu nie rozmawia. Dla podkreślenia, że mamy do czynienia z dżentelmenami, premier zaatakował dżentelmenów z Platformy, iż są uzależnieni od Niemców, akceptują dominację Niemiec, a ich ewentualne rządy oznaczałyby odwrót od budowy partnerskich stosunków (!!!) z Niemcami. Czyli to, czego jesteśmy świadkami, to budowa partnerskich stosunków. Może z Rosją również ten rząd buduje partnerskie stosunki? Moim zdaniem, krok po kroku rządy braci Kaczyńskich oddalają nas od obu sąsiadów i niczego nie dostaliśmy w zamian. Mamy dziś najgorsze od lat stosunki z Niemcami i z Rosją, a ich ustępstw z ich strony nie widać - wręcz przeciwnie. Jedyna korzyść, na jaką bracia Kaczyńscy mogą liczyć, to wzrost poparcia ze strony wyborców, którzy uważają, że jak świat - światem Niemiec nie będzie Polakowi bratem, a Moskale nie będą wodziły nas za nos. Ponieważ Jarosław Kaczyński ma instynkt polityka, to być może ta metoda faktycznie pomoże mu na rynku wewnętrznym (podobnie jak wywiad min. Fotygi i inne cierpkie słowa, formalnie pod adresem Berlina i Moskwy, a faktycznie na rynek wewnętrzny. Poczta Polska doręcza tak późno, iż czasami podejrzewam, że wszystkie listy idą przez obce stolice). A wzrost poparcia jest bardzo potrzebny. Na półmetku kadencji kanclerz Merkel ma rekordowe poparcie 76 proc. wyborców, Putin jeszcze więcej, a nasz premier wręcz przeciwnie. Nic dziwnego, że sięga po dziadka z Wehrmachtu i wojnę z bolszewikami.