Astronomia jest najstarszą z nauk przyrodniczych i współczesny postęp w dziedzinie badań i eksploracji przestrzeni kosmicznej słusznie uchodzi za przykład triumfu ludzkiego rozumu. Czy jednak fascynacja tajemnicami natury jest wyłącznie przejawem naszej bezinteresownej, naukowej ciekawości? Przed kilkudziesięciu laty, we wrześniu 1971 r., odbyła się w armeńskim Obserwatorium Astronomicznym w Biurakanie pierwsza międzynarodowa konferencja na temat komunikacji z przedstawicielami pozaziemskich inteligencji. Zgromadziła ona tak wybitnych uczonych jak astronomowie Carl Sagan i Nikolai Kardaszew, matematyk Freeman Dyson czy biolog i laureat Nagrody Nobla Francis Crick. Przedmiotem dyskusji było m.in. słynne, sformułowane przez amerykańskiego radioastronoma Franka Drake'a, równanie służące oszacowaniu prawdopodobnej liczby obcych cywilizacji, stworzonych przez inteligentne istoty zamieszkujące naszą Galaktykę. Kiedy wcześniej ustalano skład uczestników konferencji, Kardaszew, który był głównym organizatorem spotkania, ostro sprzeciwił się zaproszeniu przedstawicieli nauk społecznych i humanistycznych. Twierdził bowiem, że zajmują się oni głównie mało konkretnym pustosłowiem. Ostatecznie jednak humaniści zostali do tego grona mędrców dopuszczeni - jednym z nich był wybitny amerykański historyk William McNeil. Kapłani rozumu Kiedy dyskusja w Biurakanie zaczęła obracać się wokół galaktycznych komet (dotychczas nieodkrytych) jako potencjalnego siedliska życia, wieku zaawansowanych cywilizacji (10 mln lat zdaniem Sagana) i ich prawdopodobnej liczby w Galaktyce (około miliona), konsekwentnym sceptykiem okazał się jedynie McNeil. Zwrócił on uwagę, że szacowni reprezentanci najściślejszych z nauk rozmawiają o zjawiskach nigdy przez nikogo nie zaobserwowanych i pozwalają sobie na daleko posunięte spekulacje. "Odczuwam w tej dyskusji tony sugerujące pewien rodzaj naukowej religii" - stwierdził McNeil. Uwagą tą oczywiście nie zaskarbił sobie życzliwości zgromadzonych kapłanów rozumu. Dziś podobnie urażeni czują się badacze poszukujący w kosmosie obcych inteligencji (pod egidą Instytutu SETI - Search for Extraterrestrial Intelligence, patrz ramka), których działalność porównał do religijnego obrządku emerytowany historyk techniki George Basalla w swej świeżo wydanej książce "Civilized Life in the Universe". By dać odpór jego sugestiom, że wiara w istnienie kosmicznych cywilizacji jest rodzajem religii, kierownictwo Instytutu SETI zorganizowało radiową dyskusję z udziałem swego rzecznika, astronoma i dziennikarza naukowego Davida Darlinga, który dowodził, że Instytut zajmuje się czysto racjonalnymi badaniami naukowymi i z religią absolutnie nic go nie łączy. Krzywe zwierciadło ludzkości Zapewne ma on słuszność, a uczeni powinni wsłuchiwać się uważnie w docierające z kosmosu sygnały, które mogą świadczyć o tym, że nie jesteśmy sami we Wszechświecie. Nie zmienia to jednak faktu, że ogólniejsza teza zawarta w książce Basalli jest równie interesująca jak poszukiwanie życia w przestrzeni kosmicznej i dotyczy czegoś znacznie mniej hipotetycznego - ludzkiej natury. Od niepamiętnych czasów, można by streścić tę tezę, ludzkość z fascynacją śledzi zjawiska niebieskie. Niebo spełnia bowiem w naszej masowej wyobraźni dwie funkcje - jest siedliskiem doskonalszych od nas istot, do których zaliczają się także nadprzyrodzone bóstwa, a także jest zwierciadłem, w którym ludzkość ogląda samą siebie.