Londyński "Times" napisał niedawno, że Kościół anglikański przymierza się do unii z Rzymem i uznania prymatu papieża, ale dostojnicy obu Kościołów momentalnie sprostowali te rewelacje. Jedną z przeszkód jest wybranie w 2003 r. czynnego geja Gene Robinsona na biskupa amerykańskiego Kościoła anglikańskiego, zwanego episkopalnym (POLITYKA 33/03). Część wiernych wtedy zaprotestowała, bo czynny homoseksualizm jest, ich zdaniem, nie do pogodzenia z posługą kapłańską. Zdaje się, że tak samo uważa większość anglikanów na świecie. Media spekulują, czy przez gejów wspólnota się rozpadnie. Schizmą grożą Kościoły globalnego Południa - Nigerii, Kenii, Rwandy, Ugandy - dużo mniej liberalne niż anglikanie w Kanadzie, Meksyku, Nowej Zelandii, samej Anglii czy właśnie w Kościele episkopalnym USA (ten jako pierwszy Kościół anglikański w świecie wybrał też kobietę na zwierzchnika). - Jak mamy wytłumaczyć ociąganie się naszej wspólnoty w kwestii równych praw i respektowania godności gejów i lesbijek - żali się biskup gej Robinson - wszak przyszli oni do Kościoła episkopalnego, bo uwierzyli, że tu znajdzie się dla nich miejsce przy stole Pańskim, a nie pod nim. Biskup wolałby, by anglikanie przestali się spierać o kwestię gejów i poświęcili czas, pieniądze i energię na pomoc krajom biednym czy walkę z AIDS. Z postulatem pomocy potrzebującym godzą się chętnie anglikańscy biskupi w Trzecim Świecie, ale nie za cenę ustępstw w kwestii gejów. Głowa Kościoła nigeryjskiego abp Akinola stawia sprawę jasno: akceptacja związków czy małżeństw jednopłciowych byłaby "nienaturalna i nieafrykańska". Sprzeciw tej grupy anglikańskich dostojników budzi także ordynacja wspomnianego czynnego geja na biskupa episkopalian. Nie chcą oni nawet usiąść do stołu rozmów z panią biskup Katherine Jefferts-Schori, głową tego Kościoła, bo poparła ordynację geja Robinsona.