Amerykański duch wyparował? Weźmy filmowe i literackie bestsellery ostatnich lat. Ponury katastrofizm prozy Cormicka McCarthy'ego ("The Road") czy depresyjną, postmodernistyczną powieść Dona De Lillo "The Falling Man", świadectwo bolesnej traumy po ataku 11 września, trudno zestawić z krzepiącym optymizmem klasycznej powieści Johna Steinbecka "Na wschód od Edenu". Dokonuje się dziś gorzkich rozrachunków z przeszłością Ameryki, jak w powieści Phillipa Rotha "The Human Stain" (rasizm) albo odbrązawia tradycyjne mity, na przykład pionierską legendę Pogranicza, jak w nominowanym do Oscara filmie "Poleje się krew". W "Terroryście" John Updike zaprasza Amerykanów do krytycznego spojrzenia na swoją kulturę oczami muzułmanina. W eseistyce pojawiły się utwory, jakich można byłoby oczekiwać raczej w starej Europie. W "Against Happiness" Eric G. Wilson głosi pochwałę cierpienia i melancholii jako źródeł twórczości. Nic odkrywczego, ale przecież w Ameryce być szczęśliwym to obowiązek. Przebrzmiały? Tomasz Zalewski