Na otwartym przed dwoma tygodniami Biennale Architektury w Wenecji nieustannie mieszały się ze sobą dwa światy. Z jednej strony, przygnębiający obraz ciągnących się kilometrami biedaosiedli, rozrastających się spontanicznie i w zastraszającym tempie pod różnymi szerokościami geograficznymi, od Ameryki Południowej, przez Afrykę, po Azję. I z drugiej - wysmakowanych, przemyślanych i na ogół pięknych projektów budynków, osiedli, miast, w których aż chciałoby się mieszkać i pracować. Gdzie, między tymi skrajnościami, mieści się Polska? Związki z Trzecim Światem wskazać nietrudno: chaos urbanizacyjny, jaskrawe kontrasty bogactwa i ubóstwa, fatalna komunikacja, brak jakichkolwiek całościowych wizji i planów. Bardziej skomplikowana jest ocena tego, jak daleko nam do światowej czołówki. Niemniej spróbujmy. Co mogą marzenia? Architektura przypomina trochę odzieżową modę. Mamy więc haute couture - realizacje śmiałe, niezwykłe, powstające jednak nie z myślą o masowym stosowaniu, ale jako estetyczne wizytówki miast, a przy okazji inwestorów. Gmachy, stadiony czy dworce wyglądające jak dzieła sztuki nowoczesnej - gigantyczne rzeźby. Tendencja, by z pojedynczych nowych budynków czynić symbole, we współczesnym świecie staje się coraz bardziej popularna. - Katedry średniowieczne na miano ikony pracowały wiekami. Nowe budynki, dzięki intensywnej promocji, stają się ikonami, zanim wyjdą z ziemi. Wystarczy ciekawy pomysł i nazwisko modnego architekta - mówi Grzegorz Piątek, dziennikarz miesięcznika "Architektura".