Ich twarze powinny być uśmiechnięte. A są najczęściej przygnębione, wystraszone, napięte. W dusznym korytarzu, wyłożonym brązową boazerią, wszyscy trwają w permanentnym oczekiwaniu. Kolejka do rejestracji, kolejka na badania krwi, kolejka do mammografii, wreszcie długie rzędy zajętych krzeseł przed gabinetami lekarzy. Nie widać ani nie słychać tryumfu radości. A przecież jest się z czego cieszyć: ci ludzie pokonali raka! Przyszli tu tylko po to, by upewnić się, że nie wrócił. 1. Nie martw się na zapas - Chorować też trzeba się nauczyć - mówi Anna Mazurkiewicz, dziennikarka i autorka powieści o chorowaniu na raka "Jak uszczypnie będzie znak", w której opisała własną historię zmagań z nowotworem piersi. - Pierwsza myśl po diagnozie? Umrę za chwilę, jutro, za tydzień. Widziałam się na katafalku. A przecież nowotwór to choroba przewlekła. To wyzwanie, niekoniecznie walka ze śmiercią. Wyzwanie nie do końca przez wszystkich uświadomione. Nie zawsze przez samych pacjentów, rzadko przez lekarzy, prawie nigdy - przez rodziny i krąg przyjaciół chorych. Bożena Winch, która jest psychoterapeutką, ale też przyjaciółką Anny, i musiała osobiście zmierzyć się z jej chorobą, ujmuje rzecz po marynarsku: - Moment rozpoznania raka to jakby sztorm, w którym wszyscy rzucają się do pomocy, by łódź nie zatonęła. Ręce na pokład i każdy spieszy na ratunek. Gdy alarm minie, pacjent zostaje sam. Inni cieszą się, że żyje, a on przecież nadal potrzebuje wsparcia, bo zostaje jak samotna łajba znów na środku oceanu. I nigdy nie jest tak, że toń wody na zawsze pozostaje spokojna. W najmniej spodziewanym momencie może przyjść załamanie pogody, niewielki wiaterek przerodzi się w nawałnicę, która z dziką mocą uderzy w dziób łodzi. Wystarczy spojrzeć na historyczną, bo pochodzącą z 1926 r., ulotkę Polskiego Komitetu Zwalczania Raka - kiedy wiedziano o naturze tej choroby naprawdę niewiele w porównaniu z tym, co wiemy dzisiaj - jak żmudna i rozpaczliwa może być walka z każdym nowotworem. Ulotkę zdobi rycina przedstawiająca Heraklesa walczącego z nieśmiertelną hydrą, której na miejsce każdej uciętej głowy odrastały dwie nowe.