Wytrawnych podróżników, zwiedzających dalekie kraje, nie brakowało już w starożytności. Przywołać tu można choćby Herodota z Halikarnasu (V w. p.n.e.) i jego sugestywne opisy Persji i Egiptu, których echa słychać do dziś np. u Ryszarda Kapuścińskiego. Średniowiecznymi podróżnikami kierowały z kolei motywy religijne; rzesze pątników przemierzały odległe szlaki wiodące aż do Composteli w hiszpańskiej Galicji, by nawiedzić relikwie św. Jakuba Apostoła. Wspomnijmy tu dla przykładu rycerza Jaśka Pilika, który w latach 1379-1380 pielgrzymował tam z mazowieckiego Sierpca. Bogate były też zawsze tradycje podróży do Ziemi Świętej. Szeroki zasięg miały średniowieczne podróże edukacyjne. Tak np. wywodzący się z górskiej wioski Grächen w Szwajcarii kilkunastoletni wówczas ubogi Thomas Platter Starszy, w początkach XVI w., podróżując pieszo, dotarł aż do Wrocławia. Jednak dopiero renesansowe przemiany kultury i mentalności sprawiły, że Europejczycy zaczęli odwiedzać dalekie kraje nie tylko z pobudek religijnych lub edukacyjnych. Podróżnikami często kierowała ciekawość obejrzenia wielkich i sławnych miast z ich architekturą i wybitnymi dziełami sztuki. Pragnęli oglądać słynne osobliwości, przyglądali się stylowi życia, zabaw, ale też i wojowania i fortyfikowania. Zmienia się także styl podróżowania; poczynając od końca XVI w. synowie polskich magnatów i szlachty nie poprzestają na odwiedzeniu jednego tylko miejsca. Starają się wcześniej zaplanować dłuższą trasę, obejmującą kilka ośrodków w różnych krajach. Również i w zachodniej Europie tzw. Grand Tour, z Niderlandami, Francją, Włochami i Niemcami, staje się w połowie XVII stulecia powszechnym zjawiskiem wśród elit. Słowem, ludzie u progu epoki nowożytnej zaczęli podróżować i zwiedzać na szeroką skalę z pobudek podobnych do naszych. No, może poza jednym istotnym wyjątkiem: rzadko kto bowiem podróżował, by wypocząć. Bo też było to praktycznie niemożliwe z najróżniejszych względów. Diariusz zalecany Jeśli chcemy porządnie zwiedzić jakiś region, niezbędny jest dobry przewodnik. Warto jednak pamiętać, że niemiecki księgarz Karl Baedeker (który użyczył swego nazwiska bedekerom) urodził się dopiero na początku XIX w., a swój pierwszy przewodnik po nadreńskich zamkach wydał w 1827 r. Nie znaczy to jednak, że wcześniej podróżnicy byli całkowicie skazani na niewiedzę, choć jeszcze w początkach XVI stulecia przewodniki (których karierę wsparło wynalezienie druku) pisano dość zwięźle. Autorzy skupiali się głównie na wyliczeniu odwiedzonych miast, zamieszczali krótkie ich opisy i z niemałą satysfakcją podawali odległości dzielące kolejne etapy podróży. Generalnie, wiedza nabyta z takich wydawnictw była dość skromna. Dopiero na przełomie XVI i XVII w. pojawiają się obszerne relacje z podróży spisywane barwnie i wciągające czytelników. Młodym magnatom wyruszającym na zagraniczne wojaże instrukcje ojcowskie wręcz zalecały prowadzenie diariuszy, co udawało się z różnym skutkiem. Pod koniec XVI w., w często już wówczas odwiedzanej Italii, starano się nawet wprowadzić pewne standardy opisów. Autorzy relacji z podróży zyskiwali zaś sławę często ich samych zaskakującą. Prof. Antoni Mączak przytacza tu przykład niemieckiego kupca z Ulmu Hansa Ulricha Kraffta. Po odbyciu podróży na Wschód i kilku latach niewoli tureckiej opublikował on swoje pamiętniki w 1582 r. Po powrocie, jeszcze w tym samym roku, starał się ów Krafft w Opawie o posadę księgowego miejskiego. Rozmowa wstępna z tamtejszym burmistrzem przebiegała obiecująco do chwili, gdy do izby wszedł pisarz miejski z... egzemplarzem pamiętnika w ręce. Upewniwszy się, iż to ten sam Krafft co i w książce, pisarz skrycie przekonywał burmistrza, że człek tego pokroju długo miejsca nie zagrzeje. Czas pokazał, że oczytany Morawianin miał całkowitą rację.