Kiedy po zaborach Polacy zachłysnęli się wolnością, młode państwo stało się łakomym kąskiem dla rodzimych hochsztaplerów. Sprokurowali oni już w 1920 r., dzisiaj nieco zapomnianą, największą aferę gospodarczą międzywojnia, tak zwaną aferę dojlidzką, która była przedmiotem awanturniczych, z bijatykami włącznie, debat Sejmu Ustawodawczego w 1922 r. Wiele lat wcześniej, w roku 1886, baron Aleksander Krusenstern, właściciel podbiałostockich latyfundiów, zwanych kluczem zabłudowskim, wydzielił dobra Dojlidy wraz z browarem oraz pałacem i przekazał je na własność córce, hrabinie Zofii Rüdiger. Po wybuchu I wojny światowej wyjechała ona do Niemiec, mianując zarządcą dóbr barona Rudolfa von Brandensteina. Gdy Polska wróciła na mapy Europy, jednym z pierwszych zadań utworzonych w Białymstoku władz było zabezpieczenie majątków i posiadłości ziemskich tych właścicieli, którzy nie przyjęli obywatelstwa polskiego lub pozostali poza granicami nowo utworzonego państwa. Komisariat Rządu w Białymstoku wystąpił więc w sierpniu 1919 r., za pośrednictwem Głównego Urzędu Ziemskiego, z wnioskiem do Ministerstwa Rolnictwa i Dóbr Państwowych o wprowadzenie w majątku Dojlidy przymusowego zarządu. Minister, poseł PSL Piast Franciszek Bardel, zlecił to zadanie w końcu grudnia Okręgowemu Zarządowi Dóbr Państwowych w Siedlcach. I tu zaczyna się dziwny splot okoliczności, które zapoczątkowały aferę. Otóż rozporządzenie ministra nigdy nie zostało opublikowane w Dzienniku Urzędowym, a więc z prawnego punku widzenia nie istniało. Urzędnicy ministerstwa mimo to ponaglali. Okręgowy Zarząd był przerażony sytuacją, ponieważ nie mógł wykonać czegoś, co nie miało mocy prawnej. Kolejnym wydarzeniem, które oddalało przejęcie podbiałostockich dóbr hrabiny Rüdiger, była nadciągająca wojna. Armia Czerwona sformowała nad Berezyną 700-tysięczne zgrupowanie wojska, które szykowała do uderzenia na Polskę. 9 czerwca 1920 r. upadł rząd Leopolda Skulskiego. Premierem został Władysław Grabski, ale rządził tylko do 24 czerwca, kiedy to jego miejsce zajął Wincenty Witos. (Tekę premiera dzierżył do 13 września 1921 r.). Do Białegostoku oddziały bolszewików wkroczyły 28 lipca i powołano Tymczasowy Komitet Rewolucyjnej Polski z Julianem Marchlewskim na czele. Uruchomiono nacjonalizację przemysłu, ziemia i lasy miały być zarządzane przez komitety parobczańskie, powstały trybunały rewolucyjne i Milicja Obywatelska. Wkrótce Kozacy Gaj Chana przekroczyli Wisłę, a Tuchaczewski uderzył na stolicę. Potem mieliśmy Bitwę Warszawską. I wreszcie 22 września zaczęła się polska ofensywa. Taka była sytuacja polityczna - nie bez znaczenia dla dalszych wydarzeń. Kiedy 18 października podpisano rozejm, minister rolnictwa Juliusz Poniatowski z PSL Wyzwolenie natychmiast przypomniał sobie sprawę przymusowego zarządu nad Dojlidami. Ale ministerstwo dalej brnęło w ślepy zaułek. Tym razem za pośrednictwem księcia Eustachego Sapiehy, szefa MSZ, prosiło, aby powiadomić przebywającego w Niemczech barona von Brandensteina o ustanowieniu przymusowego zarządu nad Dojlidami. I znów coś dziwnego. Otóż baron nigdy żadnego zawiadomienia nie otrzymał!