Najbardziej znana metoda to tzw. areszty wydobywcze. W gruncie rzeczy pod pozorem separacji podejrzanego dokonuje się swoistego porwania dla okupu. Aresztant jest zakładnikiem. Odzyska wolność po zapłaceniu haraczu - doniesie na innych, podpisze treść zeznań podyktowanych przez prokuratora, przyzna się do czynu, którego nie popełnił. Używa się też innych finezyjnych narzędzi, które przedstawimy na przykładach. Pierwszy to opowieść o tym, jak, by chronić wartościowego świadka, wystawia się na wabia innego, naraża się go na śmiertelne niebezpieczeństwo. Ofiara wybrana na cel Problem Daniela W. z Tarnowa nie wynika z faktu, że posądzono go o czyny, jakich nie popełnił. Przeciwnie, on domaga się, aby doceniono jego przestępczą legendę i surowo ukarano. Twierdzi, że tylko w ten sposób odzyska poczucie bezpieczeństwa. Daniel był związany z tarnowską grupą przestępczą. Niewiele w niej znaczył, ale miał na koncie udział w podpaleniu budynku. W ten sposób ukarano właściciela lokalu, który nie chciał grupie płacić haraczu. Właśnie za to Daniel trafił do aresztu. W podpaleniu pomagał znanemu gangsterowi Januszowi L. Daniel pogodził się z myślą, że zostanie skazany i straci kilka lat z życia. Dlatego trochę się zdziwił, kiedy wypuszczono go na wolność, a proces do dziś się nie odbył.