Pani Wanda zaczyna dzień o 4.10 nad ranem szklanką czarnej kawy. W przerwach między gorącymi łykami wypala cztery Męskie bez filtra. Mocniejszych papierosów na rynku nie ma. Pani Wanda potrzebuje naprawdę mocnych, bo do tej roboty trzeba mieć siłę. O 5.20 jest już w Broniszach, na największej pod Warszawą giełdzie spożywczej, i zaczyna kurs z wózkiem na dyszlu. Między 8.00 a 9.00 może już robić podsumowanie. Dzisiejszy utarg to: 6 skrzynek grejpfrutów, 15 kartonów pomidorów, 6 kartonów papryki, 12 kratek pieczarek, 2 skrzynki moreli, 7 worków ziemniaków i 700 kg egipskiego czosnku, popakowanego w ozdobne koszyczki (od momentu, gdy dojrzał polski, przestał się sprzedawać). Gdyby nie ona, to wszystko wylądowałoby na wysypisku. Kiedyś tu pracowała, a od trzech lat jest wolontariuszką warszawskiego Banku Żywności. - Jest ciężko. Wiele razy myślałam: rzucę to w diabły, ale chcę być potrzebna - deklaruje. Każdy pozyskany kilogram zapisuje w specjalnym zeszycie: 9541 kg, 11 941 kg, 12 241kg. - Dziś będzie ze dwie tony - szacuje. - Mój rekord dzienny to 6 ton. Koło 9.00 przyjeżdżają do Bronisz po towar ci, którzy mają w miarę blisko. Caritas z ul. Żytniej, wydający darmowe obiady, bierze grejpfruty, kilka kartonów pomidorów i pieczarek. Papryki nie, jeszcze mają zapas. Reszta urobku trafia do magazynu Banku Żywności na Pradze. Tam co kilka, kilkanaście minut podjeżdżają furgonetki hospicjów, domów dziecka, domów pomocy społecznej, Monaru, PCK. Warszawski Bank Żywności współpracuje ze 170 organizacjami, które mają łącznie około 100 tys. podopiecznych. Tylu zaopatruje pani Wanda w owoce i warzywa.