Wystarczyło kilka zdań, by wywołać gigantyczne zamieszanie. Jak to, człowiek utożsamiany z szeroko rozumianą cywilizacją Zachodu, może mówić o ustępstwach wobec putinowskiego reżimu? Dlaczego teraz, kiedy położenie Putina jest wyraźnie słabsze niż jeszcze miesiące temu? Kilka zdań wystarczyło, by rosyjska propaganda miała materiał, którym po raz kolejny może mamić społeczeństwo. To miliarder Elon Musk. Jego wpis sprzed kilku dni, jakoby Ukraina miała m.in. uznać, że Rosji należy się Krym, co w perspektywie prowadziłoby do pokoju, wywołał burzę. Być może rozgłosu pozazdrościł mu były prezydent RP Bronisław Komorowski. Trudno nie zestawić jego słów z wpisem Muska. Komorowski na antenie RMF FM mówił tak: "Wcześniejsze deklaracje tego samego prezydenta Zełeńskiego należy brać pod uwagę z całą powagą, że jest gotów do rozmowy także i z Putinem. Ja generalnie uważam, że korzystniej dla świata, dla Ukrainy, dla Polski, dla świata zachodniego, byłoby to, gdyby doszło jak najszybciej do szukania rozwiązania na niwie dyplomatycznej, a nie tylko wojskowej". Komorowski z charakterystycznym dla siebie kolorytem dodawał: "Prezydent Zełeński tu pręży mięśnie i już się dostosowuje do tego, że Putin prawdopodobnie tę wojnę przegra, ale jeszcze powiedziałbym: nie należy dzielić skóry na niedźwiedziu, niedźwiedź jeszcze żyw i hasa w lesie". Czy ten niedźwiedź jeszcze hasa? Słowa byłego prezydenta to zupełna nowość - dotąd żaden z istotnych polskich polityków nie mówił tak wprost o możliwości porozumienia na linii Kijów-Moskwa. Nikt też dotąd nie namawiał Zełenskiego, by siadał do stołu z Putinem. Bo niby dlaczego? Ukraińskie wojska odnoszą nieduże, ale systematyczne sukcesy. Morale żołnierzy jest na wysokim poziomie. Armia dysponuje nowoczesną bronią, amunicją i sprzętem, który nieprzerwanie płynie z Zachodu. Społeczeństwo ukraińskie, choć zmęczone, nie wyobraża sobie powrotu w objęcia tegoż "niedźwiedzia". W Polsce nastroje są podobne - społeczeństwo w zdecydowanej większości stoi murem za Ukraińcami. Co więcej, jak podaje Marcin Duma z IBRiS, "20 proc. Polaków uważa, że wojnę na Ukrainie należy jak najszybciej zakończyć, nawet za cenę utraty przez Ukrainę części terytorium. 80 proc. nie podziela tej opinii". Liczby jasno więc pokazują, jakie nastroje panują wśród Polaków. I w tym momencie, niczym myśliwy wyskakujący zza drzewa, pojawia się Komorowski. Opinia byłego prezydenta jest - mówiąc wprost - oderwana od realiów. Nie tylko jest kontrowersyjna, ale również szkodząca jego środowisku politycznemu. Pytanie tylko, co to za środowisko. Czy Komorowski wciąż jest utożsamiany z Platformą Obywatelską, czy bardziej z PSL-Koalicją Polską, w której projekt się zaangażował? Marcin Duma z IBRiS wskazuje, że jeśli słowa Komorowskiego mają trafić w czyjeś oczekiwania, to najbardziej wyborców PSL i Polski 2050 Szymona Hołowni. Komorowski architektem Zjednoczenia? Tymczasem w ostatnich tygodniach Komorowski jest wyjątkowo aktywny. Wespół z Aleksandrem Kwaśniewskim zorganizowali specjalną debatę liderów opozycji na temat bezpieczeństwa. W obawie przed trzecią wygraną Prawa i Sprawiedliwości obaj chcą się kreować na architektów zjednoczenia opozycji. Tyle tylko, że i tam pojawił się zgrzyt. Zgrzyt, który nazywa się Jarosław Gowin. Politycy byli zniesmaczeni jego obecnością, a chwilę później w oficjalnych wypowiedziach odcinali się od lidera Porozumienia. Wszyscy, poza Władysławem Kosiniak-Kamyszem, rozwiewali wątpliwości tłumacząc, że nie widzą możliwości współpracy. Jakim cudem Gowin pojawił się na tym spotkaniu? Na zaproszenie Bronisława Komorowskiego. W ostatnim czasie były prezydent przyznał też, że obecnie łatwiej byłoby mu głosować na PSL niż PO, a jego dawna partia została "wypłukana z konserwatyzmu". Mówił też, że gdyby wciąż działał w Platformie, nie doszłoby do takiej zmiany stosunku do aborcji. Komorowski nie odważył się też - w przeciwieństwie np. do Donalda Tuska czy Borysa Budki - na krytykę głośnego wpisu Radosława Sikorskiego. Tłumaczył go tak: - Internet to wyścig na newsy, na dowcip. Z tego tytułu, jak się coś robi bardzo szybko, to niekoniecznie bardzo mądrze. "Każdy wie, jaki jest Komorowski" Słowem - Komorowski jest obecny w polskiej polityce, jest aktywniejszy niż w ostatnich latach, ale jako żywo, jego kolejne wypowiedzi zaczynają coraz bardziej przypominać te z kampanii wyborczej w 2015 roku. Wówczas miał w cuglach zdobyć prezydencką reelekcję, ale pokonał go do tej pory mało znany polityk z Krakowa Andrzej Duda. Od tego momentu rozpoczęła się czarna seria porażek Platformy. - Każdy wie, jaki jest Bronisław Komorowski. Gdyby był bardziej wyrachowany politycznie, pewnie nie przegrałby wygranych wyborów. Zdarzają mu się bon moty. Pamięta pan w czasie powodzi wypowiedź o wodzie, która najpierw wzbiera, a potem musi spłynąć? - przypomina nam jeden z parlamentarzystów. Dziś sama Platforma, ale też cała opozycja, są na lekkiej fali wznoszącej. Sondaże pokazują, że poszczególne formacje mogą z optymizmem wchodzić w kampanię wyborczą - niezależnie od tego, czy razem, czy osobno. Poparcie dla Prawa i Sprawiedliwości, choć minimalnie, systematycznie spada. Za rok rozpocznie się sekwencja trzech batalii wyborczych - parlamentarnych, samorządowych i do Parlamentu Europejskiego. Politycy wszystkich formacji są przekonani, że, podobnie jak przed laty, zadziała "prawo serii". Obóz polityczny, który wygra pierwsze wybory, liczy na zgarnięcie całej puli. Właśnie z tego powodu opozycja musi sobie odpowiedzieć na podstawowe pytanie: czy ponadprzeciętnie aktywny Bronisław Komorowski jest jej atutem? - Ani atutem, ani przeszkodą - mówi nam jeden z posłów sympatyzujących z byłym prezydentem. - To niefortunne słowa, ale obciążają wyłącznie samego Komorowskiego. To kłopotliwe, chyba że jest w tym jakiś sens, który zechciałby pogłębić. Niektórzy szukają wyjścia z sytuacji, by ludzie przestali w końcu umierać na Ukrainie. Może o to mu chodziło? - zastanawia się nasz rozmówca. Jak dodaje, słowa Komorowskiego to wypowiedź "komentatora życia publicznego", a nie "kreatora". Klasyczny emeryt, czy polityk z mocą przyciągania? Sęk w tym, że Komorowski jawi się jako potencjalny patron i integrator opozycji. To on, wspólnie z Aleksandrem Kwaśniewskim, chce swoją reputacją "pomóc" formacjom opozycyjnym. Wątpliwe natomiast, czy wciąż ma ona moc przyciągania. - To klasyczny polityczny emeryt. Jego rozmaite opinie nie mają większego oddziaływania. Tak jak i nie mają wpływu na projekt centroprawicy. Czy dzięki poparciu Komorowskiego centroprawica zyskuje? W sondażach nic się nie zmieniło. To emeryt, a w dodatku przegrany emeryt. Tacy ludzie przestają być twórczy. Tak już jest, po prostu - dodaje nasz rozmówca. Inny przekonuje, że wypowiedź Komorowskiego, choć niepotrzebna, nie ma wielkiego wpływu na współczesną politykę. W przeciwieństwie do wpisu Radosława Sikorskiego w sprawie awarii Nord Stream, która wywołała reperkusje również poza Polską. - Na pewno słowa Komorowskiego wykorzysta do siania propagandy TVP, tak jak wpis Sikorskiego. Tylko Sikorski jest aktywnym politykiem, a Komorowski jednak już nie - podkreśla rozmówca Interii. Jeden z polityków, z którymi rozmawialiśmy, radzi natomiast Komorowskiemu, by zadbał o swoją reputację. Przestrzega, by nie stał się politycznym memem i obiektem żartów młodzieży. Trochę jak Lech Wałęsa, który przecież wielokrotnie wspierał opozycję, ale często efekt był odwrotny do zamierzonego, a politycy musieli później tłumaczyć się z jego słów. - Jeśli ma brać wzór z byłych prezydentów, to bardziej z Kwaśniewskiego, który po nieudanym eksperymencie z Europa Plus jest generalnie wstrzemięźliwy. Dobrze mówi o opozycji, trzyma kciuki i nie obnosi się z kontrowersyjnymi tezami - radzi nasz rozmówca. Swego czasu to Komorowski udzielał rad, jak w kampanii z 2015 roku, kiedy powiedział młodemu człowiekowi, że "trzeba zmienić pracę, wziąć kredyt". Dziś sam musi sobie odpowiedzieć, jaki zawód wykonuje - polityka, komentatora czy jest już emerytem. A gdy w końcu odpowie, mógłby zastanowić się nad zmianą. Łukasz Szpyrka