We wrześniu 1939 r. 25-letni student prawa bierze przyspieszony przez wojnę ślub. W noc poślubną dowiaduje się o apelu dowództwa Wojska Polskiego, by mężczyźni zdolni do noszenia broni udali się na wschód. Stefan Bałuk bierze udział w exodusie z płonącej stolicy. 17 września spotyka wkraczającą Armię Czerwoną. "Były to oddziały kazachskie, uzbeckie, turkmeńskie, azerbejdżańskie i kirgiskie. Twarze mieli skierowane do ziemi, wyraz oczu ponury, cerę ziemistą, oczy skośne" - wspomina w książce "Byłem cichociemnym", która się właśnie ukazała. Usiłując dotrzeć na Węgry, Bałuk i jego towarzysze wpadają w ręce Armii Czerwonej. "Zapewne nigdy się nie dowiem, jakie motywy kierowały tym podoficerem sowieckim, dzięki któremu odzyskaliśmy wolność - tym bardziej że stało się to niejako wbrew zwykłym praktykom władz sowieckich". W przygranicznej miejscowości Worochta wpada ponownie. Zostaje zaprowadzony do żydowskiej knajpy zamienionej na areszt. Tam podchodzi do niego synek karczmarza, 10-12-letni chłopiec z pejsami: "Tatuńcio powiedział, że wy absolutnie nie macie na co czekać, wy absolutnie musicie uciekać". Chłopiec wyjął z kieszonki i wręczył im mały szkolny kompas, który miał okazać się nieoceniony. "Stary żydowski szynkarz powziął za nas decyzję absolutnie najmądrzejszą" - pisze Bałuk. Na Węgrzech jest jednym ze 140 tys. polskich uchodźców. Marzy o przedostaniu się do Francji, do formujących się oddziałów polskich. Otrzymuje wizę turecką. Najpierw przekracza z kolegami granicę rumuńską. Jedzie pociągiem do Bukaresztu. W grudniu 1939 r. wsiada na statek w Konstancy i przez Bejrut płynie do Francji. Trzy minuty Dociera tam 20 grudnia, po prawie czterech miesiącach tułaczki. Trafia do obozu dowodzonego przez gen. Stanisława Maczka. Po napaści hitlerowskiej na Francję (maj 1940 r.) wraz z formującym się wojskiem polskim zostaje ewakuowany do Wielkiej Brytanii. Trafia do Brygady Kawalerii Pancernej w Szkocji, gdzie żołnierze polscy spotkali się z ogromną gościnnością. Mieszka na kwaterze u uroczej starszej pani. "Pewnego wieczoru, kiedy szykowaliśmy się na nocną zmianę, nasza gospodyni, przyglądając się temu, powiedziała: Zupełnie nie rozumiem naszych żołnierzy bojących się desantu Niemców, przecież gdyby się tu zjawili, to musieliby umrzeć z głodu, bo nikt by im nic nie sprzedał". Wiosną 1942 r. zostaje wezwany do komendy miasta Dundee, rzekomo na kurs administracji wojskowej. W rzeczywistości czekało na niego dwóch oficerów brytyjskich, którzy wiedzieli o nim wszystko. "Jest pan kandydatem do Szkoły Wywiadu, a następnie do służby w Kraju. Dajemy panu trzy minuty do namysłu na wyrażenie zgody. Jeśli pan odmówi, nie spotkają pana żadne reperkusje w służbie". Przez następne dwa lata Stefan Bałuk wraz z innymi był przygotowywany do roli cichociemnego. Kurs w polskiej szkole wywiadu w Glasgow trwał 8 miesięcy: studia nad Niemcami, nauka wywiadu, fotografia (specjalność autora), chemia, ślusarstwo, nauka o broni, strzelanie, zaprawa fizyczna, kurs samochodowy, języki obce. Następnie brytyjski kurs spadochronowy i polski ośrodek szkoleniowy cichociemnych oraz stacja oczekiwania przed lotem do Kraju.