Górska droga do Sibiu jest w przebudowie, samochody uwięzione w korku stają się łatwym łupem czyścicieli szyb. Cygańskie dzieci zsuwają się ze zboczy wąwozu albo wdrapują na jezdnię z koryta rzeki Olt, gdzie nabierały wody do butelek. Drogę opanowują błyskawicznie, wspinają się na maski aut, żeby dosięgnąć szyb. Po żebracku jęczą, masują się po brzuchach, że głodne. Uchylają się okna, monety przechodzą do brudnych rąk myjkarzy. - Aleks - przedstawia się chłopak - osiem lat. Wskazuje na siostrę: - Maria, cztery lata. Zapala się zielone światło, auta ruszają, a dzieci znikają tak nagle, jak się pojawiły. Zapala się czerwone - operacja powtarza się ze wszystkimi szczegółami, pojawiają się wciąż nowe grupy dzieci i zanim wreszcie odjedzie się w kierunku Sibiu, można mieć przednią szybę umytą siedem razy. Spis powszechny z 2002 r. podaje, że w Rumunii mieszka niecałe 20 mln ludzi, a 500 tys. z nich to Cyganie. Jednak policzono ludzi zarejestrowanych, a Cyganie - sami siebie nazywający wolnymi ludźmi - nie przywiązują większej wagi do dokumentów. Ich osady są rozrzucone po całym kraju, niektóre w górach, a na bocznych drogach wciąż spotyka się koczownicze tabory. Zarówno państwowe urzędy, jak i romskie organizacje pozarządowe są zgodne - żyje tu jakieś pięć razy więcej Romów, niż wykazał spis. Może ich być nawet i 3 mln - mówią nieoficjalne dane - bo ta grupa etniczna nigdy nie uległa ogólnoeuropejskiej modzie na kontrolę urodzin. Czytaj więcej w Polityce.