Przyszedł czas rozliczeń. Po krótkich i dziwnych rządach Prawa i Sprawiedliwości. Po krótkiej i dziwnej kampanii wyborczej. Po dziwnej porażce PiS, które zdobyło więcej głosów, niż kiedy wygrało niespełna dwa lata temu. Po dziwnym sukcesie PO, która zdobyła więcej głosów, niż się ktokolwiek spodziewał? Od tego, co politycy zdołają zrozumieć, jak zinterpretują swoją sytuację, jak odczytają zachowania i oczekiwania wyborców, zależy, czy wreszcie skoncentrują się na tym, czego nam (i im) naprawdę potrzeba. To, co dotąd słyszymy, nie napawa, niestety, nadmiernym optymizmem. Od polityków trudno oczekiwać trafnej i szczerej publicznej analizy zwycięstw (o co łatwiej), a zwłaszcza porażek ich partii. Zaś zła analiza dokonana przez przegranych powoduje, że nie uczą się na błędach, więc grozi ich recydywa. Szok powyborczy jest jedynym momentem, w którym okruchy szczerości mogą im się wyrwać. Wywiad premiera w "Rzeczpospolitej" przynajmniej częściowo należał chyba do tej kategorii. Pięć przyczyn porażki, które wymienił Jarosław Kaczyński, składało się na w miarę sensowną całość: słabość premiera w debacie z Donaldem Tuskiem, osłabiające LiD wpadki Aleksandra Kwaśniewskiego, które wzmocniły PO, sprawa posłanki Sawickiej, słabość kampanii PiS, a zwłaszcza zgoda na debatę z Tuskiem i nieżyczliwość mediów. Można się zastanawiać, czy były to rzeczywiście najważniejsze czynniki, ale jakaś analiza została zaproponowana. Tylko jaka to była analiza? Można powiedzieć, że bardzo symptomatyczna. Bo głuchym milczeniem pominięte zostały treść i sens demokratycznego wyboru, dokonana przez wyborców ocena dwóch lat rządów Prawa i Sprawiedliwości, recenzja politycznej drogi i metod uprawiania polityki zaproponowanych przez braci Kaczyńskich. Inaczej mówiąc, przez szefa partii, która obiecywała przywrócić "władzę zwykłych ludzi dla zwykłych ludzi", zostaliśmy potraktowani jak stado matołów, którymi można kierować czy sterować za pomocą odpowiednich socjotechnicznych i metapolitycznych zabiegów. W tej optyce - ujawnionej w chwili nie całkiem kontrolowanej, wywołanej wyborczym szokiem szczerości - demokratyczny wybór w istocie nie jest już żadnym rzeczywistym wyborem. Jest tylko reakcją na sztuczki i zagrywki, które politykom udają się lepiej lub gorzej. Tym razem się nie udały, a więc zastosowano złe sztuczki i zagrywki, wybrano błędną taktykę lub nie dość sprawnie wcielano ją w życie. Jacek Żakowski