Bolesław Majda ze wsi Stawno na Pomorzu już w latach 80. uświadomił sobie, że skazany jest na wyginięcie. Jako przedstawiciel tradycyjnej warstwy chłopskiej, zamieszkującej te tereny od wieków, zauważył, że powoli, choć systematycznie zaczyna ona zanikać. Naukowcy, którzy od lat badają zjawisko zanikania polskiego chłopstwa, doszli do przekonania, że przyczyniła się do tego najbardziej transformacja ustrojowa i mała mobilność rolników. Dlatego małe chłopskie gospodarstwa nie potrafiły dostosować się do reguł wolnego rynku. Zresztą nikt nigdy nie powiedział Bolesławowi Majdzie wprost, że jego dni są policzone. A było to dość oczywiste, biorąc pod uwagę doświadczenia Zachodu. Majda był właścicielem 18-hektarowego gospodarstwa, które odziedziczył po ojcu, byłym sekretarzu powiatowym partii w Złocieńcu. On z kolei dostał tę poniemiecką ziemię w nagrodę za dobrą pracę w komitecie. Jeszcze w latach 80., gdy wszystko było na kartki, gospodarstwo z 40 świniami i 12 krowami zapewniało utrzymanie całej rodzinie. Potem było już tylko gorzej.